Marek Dobrowolski w rp.pl: UE jawnie szantażuje Polskę.
Na internetowej stronie dziennika Rzeczpospolita ukazał się tekst naszego rodaka Marka Dobrowolskiego – „Krajowy Plan Odbudowy – dobry interes, tylko dla kogo?”
Jest to uporządkowane przypomnienie historii sporu demokratycznego rządu polskiego z władzami UE nie posiadającymi legitymacji demokratycznej.
Większość Polaków nie wie, że wybierany demokratycznie parlament europejski nie wybiera władz UE, są one – powtórzmy – ciałem bez legitymacji demokratycznej, tak jak nie wie i tego, że sławetne pieniądze KPO to pożyczka i to ukierunkowana głównie na kontrowersyjne arcydrogie inwestycje w źródła zielonej energii. Po co nam one?
Rzućmy okiem na problem:
/…/
Wygląda na to, że ciągnąca się jak przydługi serial telewizyjny epopeja z pozyskaniem przez rząd środków z Funduszu Odbudowy zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, chociaż biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia, nie warto jeszcze stawiać definitywnie przysłowiowej kropki na „i”. Podobne nadzieje wiązano bowiem z wcześniejszą nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym, której istota polegała na likwidacji, kwestionowanej przez Trybunał Sprawiedliwości UE, Izby Dyscyplinarnej SN i powołaniu w jej miejsce Izby Odpowiedzialności Zawodowej /…/.
Zmiana ta, podobnie jak planowana obecnie, była uzgadniana z KE, i również miała doprowadzić do odblokowania środków z KPO. Stało się inaczej. Po początkowej entuzjastycznej wręcz ocenie projektu likwidacji ID ze strony Ursuli von der Leyen (wizyta w Warszawie 2 czerwca 2022 r.) Komisja wysunęła kolejne żądania.
W rezultacie prezydent RP (zaangażowany wówczas w rozwiązanie impasu między rządem a KE) uznał, że został oszukany [przez UE – przypis AD] , i zadeklarował, iż nie będzie się już angażował w dalsze negocjacje. Przy tej okazji niektórzy komentatorzy podkreślali, że styl wypowiedzi Ursuli von der Leyen, zaprezentowany w Warszawie, bardziej przypomina polecenia wydawane przez namiestnika wizytującego jedną z prowincji państwa niż urzędnika organizacji międzynarodowej składającego wizytę w stolicy suwerennego państwa członkowskiego („Po pierwsze, obecna Izba Dyscyplinarna zostanie zniesiona i zastąpiona niezależnym, niezawisłym sądem. Po drugie, reżim dyscyplinarny wymaga reform. Po trzecie, sędziowie, którzy ucierpieli w wyniku decyzji Izby Dyscyplinarnej, będą mieć prawo, by ich sprawa została poddana rewizji przez kolejną nową izbę”).
Wobec tego warto przypomnieć, że środki finansowe, którymi dysponuje KE w ramach Funduszu Odbudowy, pochodzą z pożyczki zaciągniętej przez UE za zgodą wszystkich państw członkowskich (decyzja Rady Europejskiej podjęta 17–21 lipca 2020 r.). W momencie jego powoływania spór między organami UE a Rzecząpospolitą o tzw. praworządność trwał już w najlepsze (od 2017 r.), jednak wtedy możliwość korzystania ze środków Funduszu w żaden sposób nie została powiązania z „kwestią praworządności”. Z perspektywy czasu uznać należy, że założenie, iż KE także później nie będzie łączyła tych kwestii, ukazało dużą naiwność polskich negocjatorów. Polityczny charakter działań KE potwierdzała właściwie sama Ursula von der Leyen, mówiąc – w kontekście wyborów we Włoszech – że: „jeśli sprawy pójdą w trudnym kierunku, mamy narzędzia, jak w przypadku Polski i Węgier” (22 września 2022 r. debata na uniwersytecie Princeton).
Najwyraźniej w Polsce sprawy, zdaniem Komisji Europejskiej, idą „w trudnym kierunku”, więc Komisja postanowiła przyczynić się do odwrócenia tej sytuacji, bezprawnie blokując środki z Funduszu Odbudowy.
Pierwotnie kością niezgody między stronami sporu była wspomniana już Izba Dyscyplinarna, strona polska wskazywała, iż zagadnienie organizacji wymiaru sprawiedliwości jest kompetencją państwa członkowskiego, KE zaś kwestionowała ustrojowe usytuowanie izby.
W tym kontekście można nadmienić, że kilkuletnie trwanie organów państwa na szańcach niewzruszonej obrony Izby Dyscyplinarnej doprowadziło do rozszerzenia przez TSUE kompetencji Unii w sprawach wymiaru sprawiedliwości. Zakrawa to na swoisty paradoks (szczególnie w kontekście ostatecznej likwidacji ID). W imię deklarowanej przez przedstawicieli Rzeczypospolitej obrony suwerennych praw państwa członkowskiego w sferze organizacji wymiaru sprawiedliwości doszło bowiem (na skutek wygenerowanej konfliktem tzw. linii orzeczniczej TSUE) do faktycznego zawężenia tych praw. Ukształtowanie na nowo zasad odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów połączone z utworzeniem Izby Odpowiedzialności Zawodowej również nie zadowoliło KE, a orzecznictwo TSUE stało się tu ważnym elementem uzasadnienia takiego stanowiska KE.
W rezultacie już w tym momencie (niezależnie od dalszych losów polskiego KPO) można zaryzykować twierdzenie, że największym wygranym w sporze jest KE, która skutecznie rości sobie prawo do szerokiej ingerencji w wewnętrzny ustrój państwa polskiego (kamienie milowe).
Kolejnym paradoksem w całej sytuacji jest to, że instrumentem nacisku na rząd polski są środki finansowe, których KE bez zgody Polski nie mogłaby pozyskać. Co więcej, Polska już spłaca zaciągniętą pożyczkę, mimo że nie otrzymała z niej żadnych środków, a ostatnio wyraziła także zgodę na przyznanie UE prawa do nakładania nowych podatków, które mają służyć spłacie tej pożyczki (Unia Europejska sprytnie i instrumentalnie powiązała te kwestie ze zgodą na pomoc Ukrainie).
/…/ Gdyby szukać analogii dla tej sytuacji, to można byłoby przywołać hipotetyczny przykład zaciągnięcia pożyczki przez mieszkańców domu wielorodzinnego, którzy wcześniej umawiają się na wspólne pozyskanie kredytu i upoważniają przy tym gospodarza domu do zarządzania tak pozyskanymi środkami. Po uzyskaniu zaś kredytu dysponent środków finansowych stawia dodatkowe (coraz większe), wcześniej nieumówione warunki i od ich spełnienia uzależnia przekazanie pieniędzy jednemu z pożyczkobiorców, a następnie podstępem wymusza od niego spłatę kredytu, z którego ten nie otrzymał żadnych środków.
/…/ Wśród tzw. kamieni milowych są bowiem zobowiązania do wprowadzenia w Polsce nowego podatku dla właścicieli samochodów, zmiany w regulaminie Sejmu, tzw. ozusowanie wszystkich rodzajów umów czy wprowadzenie większej liczby płatnych dróg w całym kraju. Jak wynika z tego wyrywkowego przeglądu, oczekiwania Komisji Europejskiej obejmują szereg zmian w różnych obszarach funkcjonowania państwa i z pewnością przyczynią się do osłabienia rozwoju gospodarczego Polski. Takie naciski łamią podstawowe zasady tak demokracji, jak i praworządności oraz naruszają prawo obywateli polskich do decydowania o swoim losie. Ponadto do pośrednich korzyści UE, wynikających z blokowania KPO, zaliczyć także należy zgodę państw członkowskich, w tym Polski, na wprowadzenie zasady „pieniądze za praworządność” (rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady 2020/2092 z 16 grudnia 2020 roku w sprawie ogólnego systemu warunkowości służącego ochronie budżetu Unii), która w przyszłości również może być instrumentalnie interpretowana w celu wywierania presji na różne państwa członkowskie.
Inną, jakże symboliczną, konsekwencją swoistej walki o środki z KPO jest także to, że polski rząd prowadził szeroko zakrojone negocjacje z KE, czego rezultatem był przedłożony w grudniu 2022 r. projekt zmian w systemie odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów (druk sejmowy nr 2870), a w ogóle nie konsultował ich z prezydentem RP – posiadającym przecież najsilniejszą legitymację demokratyczną. Ta symboliczna sytuacja wskazuje na szerszy problem. Otóż narracja rządu i popierającej go większości parlamentarnej ukazuje prowadzenie negocjacji między organami UE a państwem polskim w sprawie zmian w systemie prawnym jako „coś jak najbardziej normalnego”, podczas gdy jedyną – zgodną z traktatami – wiążącą formą oddziaływania Unii Europejskiej na system prawny w Polsce (państwie członkowskim) są instrumenty prawne, tj. rozporządzenia i dyrektywy wydawane przez organy UE w granicach kompetencji przekazanych przez państwa członkowskie. Ukazywanie „normalności” takich negocjacji prowadzi na dłuższą metę do swoistej demobilizacji opinii publicznej. Wskazuje bowiem, iż prawo w Polsce jest wynikiem negocjacji z podmiotami międzynarodowymi, co osłabia determinację społeczną do dbania o suwerenność decyzji podejmowanych przez organy państwa.
Autor to niegdyś współzałożyciel Stowarzyszenia dla Garwolina, profesor prawa KUL dziś to sędzia SN.
Warto dodać, że były poseł ziemi garwolińskiej Marian Piłka (stypendysta uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie) na stronie medianarodowe.com wyraził opinię, że Polskę czekają dziesięciolecia podobnego jak dziś upokarzania przez Niemcy rządzące w UE i stawia tezę, że RP winna wystąpić z UE.
AD
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski