Nie wiem.
Na pytanie „Czy bogowie istnieją” Budda odpowiedział, że nie ma to znaczenia, bo człowiek czy tak, czy siak, musi sam uwolnić się od cierpienia.
Kto zaakceptował tę odpowiedź, ten wpadł w pułapkę dając się oszukać wobec fundamentalnego problemu: Jeśli bogowie są, to świat jaki widzimy i my sami z naszą świadomością indywidualną („myślę, więc jestem”) jest sensowny i akceptowalny, bo oni (czyli – po naszemu – Bóg) tak postanowili. Jeśli ich nie ma, wszystko jest względne, i jest chwilowym mirażem rojącym się rojeniu jakim „jesteśmy”, więc od którego trzeba się wyzwolić, i wejść w pustkę, w której nic nie mami.
Piszę o tym dlatego, że od uznania za prawdziwy modelu istnienia świata, od wpisania w siebie tego założenia zależy formowanie siebie i późniejsze życie. Ten wzorzec istnienia czyni nas w znacznej mierze konsekwencją wiary weń.
Oświeceniowcy przedstawili światu opowieść, która mówi, że każdy człowiek rodzi się jako biała tabliczka niezapisana wiedzą, i że dopiero wychowanie całkowicie go formuje, jeśli więc wszyscy pójdą do szkoły, to jak dorosną, osiągną poziom filozofa, który dostojnie i odpowiedzialnie przeżyje życie.
Zderzenie tej teorii z życiem przynosi większości ludzi zabawną komedię.
Oto kobieta zakochała się i chce założyć rodzinę. W sobotę wzięła poznała mężczyznę, w niedzielę poczęła się dziecina, ale w poniedziałek zmieniła zdanie, i nie chce rodziny. No a w czwartek dzwoni do swego miłośnika i mówi, że jednak chciałaby z nim być.
No i teraz pytanie – czego ona chce: tego co było w sobotę, czy tego co w niedzielę, czy poniedziałek, czy czwartek?
Ona sama nie wie czego chce! Jeśli ktoś rozbudza jej próżność mówiąc, że jest człowiekiem wykształconym, filozofującym, odpowiedzialnym i stałym, to wprowadza ją w pułapkę jak Budda. Przez to – po zawstydzeniu zniesmaczonymi minami racjonalistycznych mentorów – wchodzi w rolę, w której nie jest sobą prawdziwą.
Bo przecież większość ludzi nie ma własnych pasji i planów, tylko postępuje przez naśladownictwo tych nielicznych, którzy takie plany mają (albo i nie mają).
Kobieto i mężczyzno! Potrzebujecie mieć punkt oparcia na zewnątrz siebie, w „chmurze”. Potrzebujecie kogoś lub czegoś wzorcowego, co powie czego chcieć. Spłaćcie istnienie dane od ojca i matki. Myślisz, więc jesteś, ale jesteś słaba/słaby i popełniasz błędy, które trzeba poprawiać, choćby i z pomocą boską. Chcesz być szczęśliwa/szczęśliwy, mieć dom – rodzinę, i tego się trzymaj.
AD
Wiktoria z „Zaćmienia” Antonioniego.
Na pytania o siebie, życie, przyszłość odpowiada: nie wiem, nie wiem, nie wiem …
Mądra panna: wie, że nic nie wie.
Ciemność „zaćmienia” przesłoniło „Słońce” i „chmury”.
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski