Stefan Meyer o precyzyjnym dostrojeniu parametrów kosmosu i zmyśleniu wieloświata
Kontynuujemy przedstawianie wypisów z książki Stefana Meyera z księgarni contragentiles.pl opisującej przesłanki do przyjęcia hipotezy Boga Stwórcy, którego dzieło – kosmos – ma znamiona inteligentnego projektu. Dziś bierzemy na tapetę odkrycie precyzyjnego dostrojenia podstawowych wartości matematyczno-fizycznych wszechświata bez którego stałby się on chaosem, a nie kosmosem.
AD
Astrofizyk Fred Hoyle był pionierem badań reakcji jądrowych w gwiazdach, w wyniku których z wodoru powstają liczne inne pierwiastki chemiczne, w tym niezbędne do życia węgiel i tlen. Karierę naukową rozpoczynał jako zatwardziały ateista niedostrzegający we Wszechświecie żadnych świadectw projektu. We wczesnych latach tej kariery mówił, że „religia to nic innego, jak rozpaczliwa próba ucieczki przed prawdziwie przerażającą sytuacją, w której się znajdujemy. […] Nic więc dziwnego, że wielu ludzi czuje potrzebę jakiejś wiary zapewniającej im poczucie bezpieczeństwa i złości się na takich jak ja, którzy twierdzą, że wszystko to jest iluzją.”
Ateizm Hoyle’a odgrywał istotną rolę w jego podejściu do nauki, każąc mu odrzucać myśl, że Wszechświat mógł mieć początek. Jak widzieliśmy wcześniej, to Hoyle ukuł termin Wielki Wybuch [Big Bang! – AD], aby ośmieszyć koncepcję takiego początku, a zamiast niej zaproponował odmienne rozwiązanie w postaci modelu stacjonarnego [wiecznego świata – AD]. Niestety, po odkryciu kosmicznego, mikrofalowego promieniowania tła poparcie dla tego modelu zaczęło stopniowo maleć, gdyż coraz więcej astronomów opowiadało się za teorią Wielkiego Wybuchu.
Jednak to nie kosmiczne, mikrofalowe promieniowanie tła, lecz zupełnie inne odkrycie miało okazać się potężnym wstrząsem dla jego ateizmu. Jak na ironię, sam się do niego przyczynił, gdyż odegrał istotną rolę w ujawnieniu zbioru wartości fizycznych nazywanych dzisiaj przez fizyków parametrami precyzyjnego dostrojenia Wszechświata.
Przez precyzyjne dostrojenie rozumie się w fizyce to, że wiele właściwości Wszechświata mieści się w niezwykle wąskich i mało prawdopodobnych zakresach wartości, a co najważniejsze, okazuje się, że taki stan rzeczy jest absolutnie konieczny, by mogły pojawić się złożone związki i reakcje chemiczne, a tym samym, by mogły zaistnieć złożone formy życia /…/ Fizycy nazywają te szczęśliwe dla nas wartości tych parametrów antropicznymi koincydencjami (od greckiego słowa anthropos czyli człowiek), a fortunna dla nas zbieżność wszystkich tych koincydencji – antropicznym precyzyjnym dostrojeniem Wszechświata.
Rzeczywiście począwszy od lat pięćdziesiątych XX wieku fizycy zaczęli dostrzegać, że życie we Wszechświecie zależy od bardzo mało prawdopodobnego układu sił i właściwości, a także od niezwykle mało prawdopodobnej równowagi między wieloma z nich. Precyzyjne wartości oddziaływań podstawowych w fizyce, organizacja materii i energii na początku Wszechświata i wiele innych konkretnych cech Kosmosu wydaja się subtelnie zrównoważone, by zaistniała możliwość pojawienia się życia. Gdyby którakolwiek z tych właściwości uległa najdrobniejszej zmianie, złożona chemia, a tym samym życie, nie mogłyby istnieć.
Precyzyjne dostrojenie tych właściwości intryguje fizyków nie tylko ze względu na ich skrajnie małe prawdopodobieństwo, lecz także dlatego, że – jak się wydaje – nie ma żadnego koniecznego fizycznego lub logicznego powodu, by musiały być takie a nie inne. Filozofowie nauki określają te precyzyjnie dostrojone właściwości przygodnymi, ponieważ można sobie wyobrazić, że mogłyby być całkowicie inne, nie naruszając przy tym żadnego z fundamentalnych praw fizyki ani żadnych koniecznych zasad logiki lub matematyki. /…/
Wszystkie te fakty brane łącznie są tak intrygujące, że fizycy określają je osobnym terminem i mówią o problemie precyzyjnego dostrojenia. /…/
Jeszcze bardziej zdumiewające jest to, że aby mogły utworzyć się pierwiastki, w tym węgiel, również masy kwarków górnych i kwarków dolnych (z których zbudowane są protony i neutrony) muszą mieć bardzo dokładne wartości, bowiem w innym razie nie powstałby Wszechświat przyjazny dla życia. Co więcej, aby we wczesnym okresie istnienia Wszechświata mogły zajść właściwe reakcje jądrowe, masy tych kwarków muszą spełniać równocześnie dziewięć różnych warunków (ilustracja 7.3) Przez właściwe reakcje rozumiemy takie, które prowadzą do powstania właściwych pierwiastków – węgla i tlenu – w ilościach niezbędnych do pojawienia się życia. Precyzyjne dostrojenie mas tych dwóch naturalnie występujących kwarków w stosunku do szerokiego zakresu oczekiwanych możliwych wartości masy jakiejkolwiek cząstki elementarnej budzi zachwyt i zdumienie. Według fizyków zakres ten rozciąga się od masy zerowej aż do tak zwanej masy Plancka będącej ważną jednostką miary w fizyce kwantowej. Istotniejsze jest jednak to, że masa kwarka górnego musi mieć dokładną wartość między zero a jedną częścią na miliard bilionów masy Plancka, co odpowiada precyzyjnemu dostrojeniu rzędu około jednej części na 1021. Masa kwarka dolnego musi odznaczać się podobnym precyzyjnym dostrojeniem.
Rycina 7.3. Każdy punkt na wykresie odpowiada możliwym wartościom mas kwarków górnych i dolnych. Masy wrażone są tutaj za pomocą masy Plancka., ponieważ jednostki Plancka są najbardziej naturalne w kosmologii. Każda z dziewięciu linii na wykresie oddziela regiony odpowiadające [teoretycznym] wszechświatom pozwalającym i niepozwalającym na pojawienie się życia w zależności od konkretnego kryterium, na przykład takiego jak możliwość istnienia stabilnych protonów. We wszechświecie umożliwiającym istnienie życia spełnionych musi być równocześnie dziewięć kryteriów i dlatego obszar pozwalający na pojawienie się życia znajduje się na skrzyżowaniu wszystkich dziewięciu obszarów dopuszczających życie zaznaczonym na szaro. Jak widać stanowi on bardzo drobną część wszystkich prawdopodobnych wartości mas kwarków. /…/
Hoyle był niesłychanie zdumiony tymi i innymi „kosmicznymi koincydencjami”, które zaczęły ukazywać się oczom fizyków po 1950 roku. Chociaż wcześniej opowiadał się za ateizmem i zaprzeczał istnieniu jakichkolwiek świadectw projektu we Wszechświecie, teraz zaczynał postrzegać precyzyjne dostrojenie jako świadectwo inteligentnego projektu. W 1981 roku tak pisał: „Zdroworozsądkowa interpretacja faktów podpowiada, że przy fizyce, podobnie jak przy chemii oraz biologii, musiał majstrować jakiś superintelekt i że w przyrodzie nie ma żadnych ślepych sił, o których warto by mówić. Liczby, które można uzyskać na podstawie faktów, wydają mi się tak nieodparte, że powyższa konkluzja nie budzi praktycznie wątpliwości.”
Zmyślenie wieloświata
Spostrzeżenie precyzyjnego dostrojenia parametrów świata zrobiło tak piorunujące wrażenie na naukowcach ze strony przedstawicieli ateizmu „naukowego”, że wysunęli oni hipotezę, która ma odbierać zachwyt nad przemyślnością konstrukcji kosmosu. Jest to hipoteza wieloświata, a więc istnienia 10500 światów poza naszym wszechświatem, które powstać miały poza Wielkim Wybuchem na chybił trafił, „na ślepo”, w ogromnej większości – ze względu na niedoprecyzowanie ich wewnętrznych parametrów – chaotycznych. W takim jednak mrowiu przypadkowych światów istnienie naszego cudownego precyzyjnie doprecyzowanego kosmosu staje się wytłumaczalne naturalistycznie jako wygrana w ontologicznego toto-lotka.
Ta hipoteza łamie zasadę przyrodoznawstwa mówiącą, że jego terenem badań jest znany świat a nie zaświaty- wieloświaty. Jak sprawdzić ich istnienie? Wierzyć autorytetom wyższej, abstrakcyjnej matematyki rozumianej przez dziesięć osób na Ziemi, które twierdzą, że to możliwe? Ale przyrodoznawstwo odradzało wiarę opartą na autorytetach, nakazywało okazywanie prostych dowodów.
Co więc kieruje naukowcami popierającymi teorię wieloświata? Dążenie do prawdy czy fundamentalizm ateistyczny? Posłuchajmy Stefana Meyera, który opowiada o swoich adwersarzach z publicznych sporów o istnienie śladów Boga w kosmosie. Najpierw sympatyczny gość – Michael Shermer z miesięcznika Science.
Chociaż doktora Shermera i mnie dzielą głębokie różnice dotyczące światopoglądu i przyjmowanych perspektyw naukowych, to jednak zawsze w naszych publicznych dyskusjach wypowiada się z poczuciem humoru, darząc sympatią adwersarza, dlatego jesteśmy w dobrych stosunkach. Po jednej z takich dyskusji wracaliśmy razem samochodem na lotnisko w St. Louis i mieliśmy okazję do bardziej szczerej i pozakulisowej dyskusji.
Zapytałem go wówczas, w jaki konkretnie sposób nauka przyczyniła się do utraty jego wiary. Wyjaśnił mi, że sukcesy nauki wyeliminowały u niego potrzebę wiary w Boga. Wskazywał przy tym na takie osiągnięcia naukowe, jak teoria Wielkiego Wybuchu i odkrycie przez Watsona i Cricka struktury DNA. Zauważyłem wówczas, że teiści, tacy jak ja, również przyjmują z podziwem te odkrycia. Powiedziałem też, że nie rozumiem, w jaki sposób struktura DNA miałaby podważać wiarę w Boga, zwłaszcza jeżeli wziąć pod uwagę, że teoria ewolucji chemicznej nie jest w stanie wyjaśnić pochodzenia informacji przechowywanej w DNA, co zresztą sam przyznał w naszej pierwszej publicznej dyskusji. Podobnie jak wcześniej zgodził się z tym, że nikt nie wie, w jaki sposób mogło pojawić się życie, uznał jednak, że jest to odizolowany problem.
– Czy aby na pewno? – spytałem wówczas. Dodałem równocześnie, że nauka, tak jak ja pojmuje, a więc czysto materialistycznie, nie jest również w stanie wyjaśnić pochodzenia Wszechświata ani precyzyjnego dostrojenia obowiązujących w nim stałych i praw fizycznych.
Przyznał mi rację co do pierwszego punktu, zaznaczając, że fizycy zaproponowali przecież koncepcję wieloświata (czyli istnienia wielu innych wszechświatów) mająca wyjaśnić [jako losowe] zjawisko precyzyjnego dostrojenia.
– Naprawdę wierzysz w tę teorię? – spytałem.
Uśmiechnął się i zaprzeczył.
Później zapytałem go, co sądzi o tym, że mamy świadomość, i także zgodził się z tym, że z materialistycznego punktu widzenia ludzka świadomość jest głęboką tajemnicą, podobnie jak pochodzenie samego Wszechświata. Przyznał również bez ogródek, że nikt nie wie, co spowodowało Wielki Wybuch.
A teraz dwóch ateistycznych fundamentalistów jawnie nawołujących do kłamania.
Inni czołowi fizycy znający program badawczy teorii inteligentnego projektu zauważyli taką sama silną predylekcję metafizyczną u swoich kolegów. Fizyk teoretyczny z Uniwersytetu Londyńskiego Barnard Carr pisze:
W oczach stojącego twardo na ziemi fizyka hipoteza wieloświata może nie zasługiwać na całkowity szacunek, ale przynajmniej nie trzeba się w niej odwoływać do Stwórcy. Zorientowani antropicznie fizycy tacy jak Susskind i Weinberg, opowiadają się za hipotezą wieloświata właśnie dlatego, że wyjaśniając ład Kosmosu, pozwala obejść się bez Boga.
/…/
Zobaczmy co na ten temat pisał w 1977 roku biolog ewolucyjny i emerytowany wykładowca Uniwersytetu Harvarda Richard Lewontin:
Nasza gotowość do przyjęcia twierdzeń naukowych przeczących zdrowemu rozsądkowi to klucz do zrozumienia rzeczywistej walki między nauką a koncepcjami ponad-naturalistycznymi. Opowiadamy się po stronie nauki pomimo oczywistej absurdalności niektórych w jej tworów […], pomimo tolerancji społeczności naukowej okazywanej takim sobie bajeczkom [o wieloświecie – AD], ponieważ kieruje nami bardziej fundamentalne zobowiązanie, zobowiązanie wobec materializmu. Co więcej, ten materializm nie dopuszcza żadnych wyjątków, ponieważ nie możemy pozwolić na to, by Boża stopa przekroczyła n a s z [!] próg.
opr. AD
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski