Znaczenie przedstawienia Boga jako mężczyzny
*
Kto jest wiernym religii biblijnych: chrześcijaństwa, judaizmu i islamu; ten wierzy za prorokami, że Bóg jest Ojcem stworzeń, że właściwe przedstawianie sobie niepojętego Boga jest męskoosobowe.
Chrześcijanie wychodzą z założenia, że Chrystus opowiadał ludziom o tym, co niedosiężne ludzkiemu poznaniu, i że zawierzenie Mu jest automatycznie przyjęciem, że o Bogu i wieczności mówił prawdę. Skoro uczył modlitwy „Ojcze nasz, … (Pater noster … )” a po zmartwychwstaniu rozesłał apostołów by nawracali żydów i pogan „w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”, to znaczy, że Boga właściwie jest przedstawiać sobie jako mężczyznę („Wierzę w Jednego Boga, Ojca Wszechmogącego…). Ksiądz Martin z USA, który mówi, że Boga równie dobrze można przedstawiać jako matkę, relatywizuje objawienie Pana Naszego, i traktuje Go jak kolegę z klubu dyskusyjnego, któremu można wejść słowo i zagadać Go. A przeszłe pokolenia chrześcijan uważa za głupszych od siebie.
Analogicznie jak w chrześcijaństwie jest w judaizmie gdzie wierzy się Mojżeszowi, i w islamie gdzie wierzy się Mahometowi.
**
Niewierzącym sympatykom Kościoła należy się zdroworozsądkowe, krótkie wyjaśnienie, dlaczego omawiana kwestia ma znaczenie. Posłuchajcie.
Ludziom wszystkich epok znany jest akt erotyczny, jego obraz służy jako uniwersalny model rozumienia przyczynowo-skutkowego ładu istnienia.
Oto do kobiety zbliża się mężczyzna, łączy się z nią i – nazwijmy to tak – dopełnia jej połowę kodu genetycznego dla nowego człowieka, wtedy może powstać dziecko w kobiecie.
Bez zbliżenia z mężczyzną sama kobieta nie inicjuje dziecka, nie ma tej mocy sprawczej. To powszechnie wiadome a jednak warte przypomnienia.
Kobieta przyjmuje to nowe istnienie i dzięki temu że je, pije, i przekazuje dziecku pokarmowe tworzywo ciała – ono wzrasta. Tak to wygląda, tak się jawi.
Dlatego w wielu kulturach tworzywo istnienia nazywa się matczynością a więc m a t e r i ą , a niewidzialny dopełniony kod zwie się wzorcem genetycznym (genetic p a t e r n, a więc „wzorzec” to coś „ojcowskiego”).
Żeby sens aktu erotycznego stał się zrozumiały musi odbywać się on wedle jakiejś reguły, jeśli zaś wydarza się nader często związek między zbliżeniem mężczyzn do kobiety a poczęciem dziecka nie musi być jasny.
Niektóre dawne ludy, które wierzyły, że siły sprawcze ładu istnienia są w samej materii „klejącej się” w byty wyższe – celebrowały boginię matkę. Tak jakby jednak matka sama z siebie poczynała dziecko.
Ludy, które uznały, że tworzywo jest wtórne w istnieniu, a sprawcza jest niewidzialna przyczyna, kod-idea niedotykalna jako duch, wyrażają w ten sposób, że boska moc stwarzania kosmosu działa s p o z a n i e g o , otóż ludy te mówią przez analogię, że Bóg jest jakby ojcem, mężczyzną.
Wygląda na to, że wszyscy spokojni ludzie mogą także zrozumieć przedstawianie Boga jako Ojca. Nie jest ono ani absurdalną, ani złośliwą narzuconą wizją służącą poniżaniu kobiet, ale udaną metaforą opartą na analogii.
Podejrzewanie przedstawiania męskoosobowego pojęcia Boga o bycie elementem zniewolenia kobiet może zdarzyć się człowiekowi o mentalności niewolniczej, który ma obsesję wolności – tak jak głodny ma obsesję chleba – i który wszędzie chce rwać nici ładu i sensu, bo go krępują.
***
Następstwa przyjętego modelu wyobrażenia Boga są ważne, bo na matrycy wierzeń religijnych (łącznie z ateizmem, nihilizmem) człowiek buduje wszelkie wyobrażenia o świecie, jak to opisał Karol Schmidt.
Wizja Boga-Ojca w Niebie, czy choćby platońskiego Demiurga, a więc „niewidzialnego Ducha” jest klasyczna, tworzy matrycę myślenia rozpoznającego logiczny świat – materią rządzą nadrzędne idee, prawa. Z niej wynika między innymi gwarancja godności i nietykalności każdego z osobna człowieka, zależnego bezpośrednio od Boga.
Wizja bogini matki tworzy matrycę dla pojmowania bytu jako boskiej materii całego świata ewoluującej i dźwigającej się ku górze, w procesie postępu do rangi boskiej i wszechmogącej istoty Człowieka-Boga, Ludzkiego Rodu wysławianego w Międzynarodówce. Taka bogini kroczy w historii po milionach trupów „wyzyskiwaczy”, embrionów, starców, indywidualnych ludzi, żeby organizm gatunku scalić w jedną istotę. Marksizm określał sam siebie jako mater’ializm dialektyczny.
W literaturze polskiej istnieją dwie powieści obrazujące koncepcję siły stwórczej jak bogini matki stopniowo dźwigającej swe istnienie samoistnie ku statusowi Boga: są to książki zauroczonego w młodości marksizmem Stanisława Lema: „Solaris” i „Eden”. Dają one wizję cało-planetarnych istot odnalezionych w kosmosie – metafory celu religii socjalistycznej, pozytywistycznej. (St. Lem napisał je z fantazją Zdzisława Beksińskiego.) Przeczytanie ich ułatwia zrozumienie szaleństwa plemienia Lewicy, które porzuciło wiarę w zaświatowego, transcendentnego Boga Ojca i chce być układem nerwowym wewnątrz-światowego Człowieka-Boga-Matki. Jak straż w obozie koncentracyjnym.
Suflowana nam dziś gadanina o Bogu – Matce nie jest przypadkiem, owocem wolności, w której każdy gada co chce. To pomruk owadziej religii pożerającej indywidualności, religii mrowia Ludzkości, gatunkowego człowieka, Lewiatana.
AD
„Nie rozpoznawać religijnej podbudowy każdego działania to dzisiaj być podobnym do tych, którzy wczoraj zaprzeczali jego podbudowie ekonomicznej.
Dzisiaj marksiści zajmują stanowisko intelektualnie analogiczne do stanowiska, które zajmowali wczoraj antymarksiści.”
Mikołaj Gomez Davila
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski