Włoska bajka o szczęściu
Dawno, dawno temu świat nie był przemysłowo-konsumpcyjny i demokratyczny. Rządzili królowie, ludzie nie walczyli wszyscy przeciw wszystkim, i bywali szczęśliwi. Przypomina o tym bajka Włocha, nie Szwaba.
AD
Koszula człowieka szczęśliwego
Pewien król miał jedynego syna i kochał go jak światło swoich oczu. Ale ten królewicz ze wszystkiego był niezadowolony. Całe dni spędzał wychylony z balkonu, patrząc gdzieś w dal.
– Czego ci brakuje – pytał go król. – Co ci jest?
– Nie wiem, drogi ojcze, nie mam pojęcia.
– Zakochałeś się? Jeżeli pragniesz mieć dziewczynę, powiedz mi o tym, a ożenię cię z nią, nieważne czy miałaby być to córka najpotężniejszego króla na świecie, czy najbiedniejsza chłopka.
– Nie, ojcze, nie zakochałem się.
Więc król zaczął sięgać po najrozmaitsze sposoby, byle tylko syna rozerwać. Teatr, bale, muzyka, pieśni – ale wszystko nie zdawało się na nic i oblicze królewicza stawało się z dnia na dzień coraz bledsze.
Król wydał edykt i za wszystkich stron świata przybywali najświetniejsi uczeni: filozofowie, lekarze i profesorowie. Król pokazywał im, jak wygląda królewicz, i prosił o radę. Uczeni bili się z myślami, a na koniec oświadczali królowi:
– Wasza Wysokość, rozważaliśmy, czytaliśmy w gwiazdach i tylko jedno pozostaje do zrobienia. Wasza Wysokość musi odnaleźć człowieka, który jest szczęśliwy, ale najszczęśliwszy pod każdym względem i w pełni, a potem zamienić koszulę syna Waszej Wysokości i jego koszulę.
Jeszcze tego samego dnia król rozesłał posłańców po całym świecie, aby szukali człowieka szczęśliwego.
Przyprowadzono do króla pewnego księdza.
– Jesteś szczęśliwy? – spytał go król.
– Oczywiście, Wasza Wysokość.
– To świetnie! A chciałbyś zostać moim biskupem?
– Ach, Wasza Wysokość, jakże byłbym rad!
– Zabieraj się! Nie chcę cię znać. Szukam człowieka szczęśliwego i zadowolonego ze swego położenia, a nie takiego, co chciałby, żeby mu się w życiu polepszyło.
Król czekał więc na kogoś innego. Powiedziano mu, że sąsiednim państwem włada król, który jest właśnie szczęśliwy i bez reszty zadowolony: ma piękną i dobrą żonę, mnóstwo dzieci, zwyciężył już wszystkich twoich wrogów, i w jego kraju panuje pokój. Król pełen nadziei natychmiast wysłał do niego posłów, aby go poprosili o koszulę.
Król sąsiedniego państwa przyjął posłów i rzekł:
– To prawda, niczego mi nie brak, szkoda tylko, że kiedy ma się już wiele rzeczy, trzeba umrzeć i wszystko porzucić. I ta myśl mnie prześladuje, dręczy mnie tak bardzo, że nie śpię po nocach.
Więc posłowie mądrze postąpili, że bez namysłu wrócili z powrotem.
Żeby znaleźć ulgę w swoim zmartwieniu, król wybrał się na polowanie. Wycelował w zająca i był pewien, że go trafił, ale zając, mimo że okulał, uciekł mu. Król poszedł po jego śladach i oddalił się od swego orszaku. Gdzieś z dala dobiegł go głos pracującego na polu chłopa, który nieprzerwanie śpiewał refren jakiejś wesołej piosenki. Króla to zastanowiło. Pomyślał: „Kto tak śpiewa, nie może być nieszczęśliwy.” Idąc za dźwiękami piosenki, wszedł do winnicy, między rzędy winorośli i zobaczył młodzieńca, który obcinał suche pędy i radośnie przy tym śpiewał.
– Dzień dobry, Wasza Wysokość – powiedział do króla – Tak wcześnie, a Wasza Wysokość jest już na wsi?
– Szczęśliwy człowieku, chcesz, żebym zabrał cię ze sobą do stolicy? Będziesz moim przyjacielem.
– Ojej, Wasza Wysokość, nie chcę. Nie w głowie mi to, serdecznie dziękuję. Nie zamieniłbym się na żywot nawet z papieżem.
– Dlaczego jednak ty, tak piękny chłopiec …
– Nie, nie, Wasza Wysokość. Powtarzam jak najszczerzej: nie. Dobrze mi tutaj i tyle.
„Wreszcie ma przed sobą szczęśliwego człowieka!” – pomyślał król i powiedział:
– Posłuchaj młody człowieku, możesz mi wyświadczyć pewna przysługę?
– Jeśli tylko potrafię zrobię to szczerze i serdecznie, Wasza Wysokość.
– Poczekaj chwilkę.
I król, który nie posiadał się z radości, pobiegł odszukać swój orszak.
– Chodźcie, chodźcie czym prędzej! Ocaliłem syna! Ocaliłem syna!
I zaraz zaprowadził cały orszak do winnicy, do tego młodzieńca.
– Szczęśliwy chłopcze – rzekł – dam co wszystko, co tylko zechcesz. A ty za to dasz mi, dasz mi …
– Co takiego Wasza Wysokość?
– Mój syn ginie. Tylko Ty możesz go uratować. Podejdź bliżej, poczekaj …
I mówiąc to, przyciągnął chłopca do siebie i zaczął mu rozpinać kaftan. Nagle opadły mu ręce.
Szczęśliwy człowiek nie miał na sobie koszuli.
Bajka z okolic Friuli z „Baśni włoskich” zabranych przez Italo Calvino
Przełożył Stanisław Kasprzysiak
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski