Mircea Eliade: obraz świata i miasta a odnalezienie sensu.
Ludy różnych kultur nie kontaktujących się ze sobą, bo rozdzielonych epokami i przestrzenią, miały i mają wyobrażenia religijne o cechach bardzo podobnych. Ciekawe, prawda? Na przykład: imiona Boga Stworzyciela mają różne, ale wyznają najczęściej wiarę w stworzenie i utrzymywanie kosmosu w ładzie przez Boga, a nie przeświadczenie o wieczności znanego świata, jak wierzyli naukowcy jeszcze sto lat temu, przed odkryciem przez belgijskiego księdza-astronoma ucieczki galaktyk.
Znawcą takich podobieństw (stałych jak prawa logiki i geometrii), erudytą różnych religii, a jednocześnie człowiekiem który przywrócił pojmowanie religii jak koniecznej sztuki odczytania sensu ludzkiego życia był prawosławny Rumun Mircea Eliade. Prezentujemy fragment wykładu Eliadego na temat związku przekonania ludzi o powadze swego świata jako centrum kosmosu i odwzorowaniem go w swej przestrzeni.
Jedno wyjaśnienie we wstępie: przyrodoznawstwo oczyszczone z ludzkich tłumaczeń (bez science-fiction) nic nie mówi nam o prawdzie istnienia, opowiada tylko o relacjach między badanymi obiektami. Nie ma przyrodoznawczego dostępu do „świata niewątpliwie prawdziwego”, a świat sensów, znaków, informacji unoszących na tworzywie przyrodniczym badany w naukach informacyjnych/społecznych jawi się różnie w zależności od sposobów patrzenia i założeń bazowych obserwatorów. To świadoma wyobraźnia rozpoznaje prawdę. O tym trzeba pamiętać czytając że „człowiek interpretując świat ustanawia kosmos, czyli świat sensowny.”
AD
.
Świat …
/…/
Doświadczenie najbardziej podobne do tego zagubienia [przez profesora Mommsena] w nieznanej, nie uporządkowanej przestrzeni znajdujemy, jak się zdaje, u australijskiego plemienia Achilpów w grupy Aranda. Wedle ich mitologii, istota boska zwana Numbakula „uładziła” na kształt kosmosu ich terytorium, stworzyła ich przodków i dała początek instytucjom. Numbakula, sporządziwszy sobie z pnia hewei święty maszt, wspiął się po nim aż do nieba i zniknął. Maszt ten przedstawia oś kosmiczną, gdyż właśnie wokół niego ziemia staje się możliwa do zamieszkania, przekształca się w „świat”. Toteż jego rytualne znaczenie jest bardzo duże. Achilpowie noszą go z sobą w ich wędrówkach; w zależności od tego, w która pochyla się stronę, obierają kierunek podróży. Dzięki temu, mimo ciągłego przemieszczania się, zawsze pozostają w obrębie „swojego świata”, utrzymując jednocześnie łączność z niebem, w którym rozpłynął się Numbakula. Złamanie się masztu oznaczałoby katastrofę, w pewnym sensie nastąpiłby bowiem „koniec świata” i powrót do chaosu.
Według legendy, przytoczonej przez Spencera i Gillena, gdy kiedyś maszt się złamał, całe plemię przeżywało chwile trwogi. Ludność przez jakiś czas błąkała się bezładnie tu i tam, po czym wszyscy usiedli na ziemi i czekali na śmierć. Jest to znakomita ilustracja potrzeby nadania „kosmicznego ładu” ziemi, na której przyszło nam żyć. „Świat” staje się dla Achilpów „ich światem” tylko w tej mierze, w jakiej odwzorowuje on Kosmos uładzony i uświęcony przez Numbakulę. Nie mogą oni żyć bez tej pionowej osi zapewniającej im otwarcie na transcendencję (Boga -AD), a zarazem umożliwiającej orientację w przestrzeni. Innymi słowy, w „chaosie” żyć się nie da. Po zerwaniu kontaktu z transcendencją i zakłóceniu systemu orientacji bytowanie w świecie przestaje być dla Achilpów możliwe, toteż poddają się oni śmierci.
Nie mniej dramatyczny jest przypadek Bororów z Mato Grosso w Brazylii, błyskotliwie przeanalizowany przez Claude Levi-Straussa w „Smutku tropików”. Wioska Bororów, tradycyjnie zorganizowana na planie przybliżonego koła wokół domu mężczyzn i placu tanecznego, podzielona jest na cztery części dwiema osiami: jedna biegnie z północy na południe, druga ze wschodu na zachód. Podziały te rządzą całokształtem życia społecznego wioski, szczególnie zaś systemem pokrewieństwa i związków małżeńskich.
Misjonarze-salezjanie, którzy jako pierwsi weszli w kontakt z Bororami, uznali, że jedynym sposobem poprawienia ich losu będzie przekonanie ich, by porzucili swoje tradycyjnie zbudowane wioski i przenieśli się gdzie indziej. Ożywieni miłosierdziem i dobrymi intencjami misjonarze wznieśli dla nich wieś znacznie – jak im się zdawało – praktyczniejszą i wygodniejszą, składająca się z prostokątnych, równolegle ustawionych chat. Ta nowa organizacja rozbiła całkowicie złożony system socjalny Bororów, związany tak ściśle z przestrzennym porządkiem tradycyjnej wioski, że nie mógł on już dalej trwać po transplantacji w obce środowisko. Jeszcze tragiczniejsze okazało się to, że odcięci od swojej kosmologii, wpisanej w samo rozplanowanie wioski, Bororowie – jakkolwiek wiodący tryb życia niemal koczowniczy – poczuli się zupełnie zagubieni w świecie. W tych warunkach każdy w miarę sensowny argument salezjanów skłaniał ich do uległości wobec tego nowego i niezrozumiałego świata.
W ostatecznym rachunku okazuje się, że dla człowieka ze społeczności archaicznej sam fakt życia w świecie ma walor religijny, a to dlatego, że żyje on w świecie stworzonym przez istoty nadprzyrodzone i że jego wioska lub dom jest obrazem Kosmosu. Kosmologia nie uzyskała to jeszcze wartości i funkcji świeckich, protonaukowych. Kosmologia – czyli zbiór obrazów i symboli kosmologicznych, nadających kształt światu zamieszkiwanemu – jest nie tylko systemem idei religijnych, ale również pewnym sposobem zachowania religijnego.
… Miasto …
Jeśli życie w świecie ma dla człowieka archaicznego wartość religijną, to dlatego, że jest to wynik specyficznego doświadczenia czegoś, co nazwalibyśmy „przestrzenią uświęconą”. W rzeczy samej, dla człowieka religijnego przestrzeń nie jest jednorodna, pewne jej części różnią się jakościowo od innych. Istnieje przestrzeń święta, a więc silna, znacząca; są też inne przestrzenie, nieuświęcone, a więc pozbawione struktury, formy i znaczenia. Ale nie tylko to. Tej niejednorodności przestrzeni człowiek religijny doświadcza jako opozycji między przestrzenią świętą – jedynie rzeczywistą i rzeczywiście istniejącą – oraz wszelkimi innymi przestrzeniami, składającymi się z otaczających ją, amorficznych obszarów. Religijne doświadczenie niejednorodności przestrzeni jest doświadczeniem pierwotnym, porównywalnym ze stworzeniem świata, odsłania bowiem punkt stały, centralną oś wszelkiej przyszłej orientacji. Gdy w hierofanii objawia się sacrum, następuje nie tylko przełamanie jednorodnej przestrzeni, lecz dochodzi również do objawienia rzeczywistości, która przeciwstawia się nierzeczywistości rozległych obszarów dookolnych. Przejawienie się sacrum ontologicznie stwarza świat. W jednorodnej i nieskończonej rozciągłości, gdzie nie istnieje żaden punkt odniesienia , gdzie zatem nie można ustalić żadnej orientacji, hierofania objawia absolutny punkt stały – centrum.
W tej sytuacji jest jasne, że odkrycie – czyli objawienie – przestrzeni świętej ma dla człowieka religijnego wielkie znaczenie egzystencjalne. Nic nie może się zacząć, niczego nie można d o k o n a ć bez uprzedniej orientacji, wszelka zaś orientacja implikuje obranie punktu stałego. Dlatego właśnie człowiek religijny zawsze starał się założyć swoją siedzibę w „centrum świata”. Jeśli świat jest miejscem, w którym wypada nam żyć, to musi on zostać założony, a przecież żaden świat nie może się narodzić w chaosie jednorodnej i względnej przestrzeni świeckiej. Odkrycie lub projekcja stałego punktu – centrum – równoważne jest stworzeniu świata. Zorientowanie i skonstruowanie przestrzeni świętej ma znaczenie kosmogoniczne. Dzieje się tak dlatego, że rytuał, za pomocą którego człowiek konstruuje przestrzeń świętą, jest skuteczny tylko o tyle, o ile odtwarza dzieło bogów, to znaczy kosmogonię.
Dzieje Rzymu, jak wszelkich innych miast-państw lub ludów, rozpoczynają się od założenia miasta; innymi słowy, akt założenia równoznaczny jest z kosmogonią. Każde nowe miasto jest nowym zapoczątkowaniem świata, Jak uczy nas legenda o Romulusie, wyoranie kolistej bruzdy (sulcus primigenius) wskazuje miejsce posadowienia murów miasta. Autorzy klasyczni skłonni byli wyprowadzać słowo urbs (miasto, gród) od urvum (wygięcie lemiesza) lub urvo (orzę wokoło); niektórzy inni wywodzili je od orbis (przedmiot wygięty, okrągły, świat). Serwiusz nadmienia, że „skoro każde nowe miasto było zakładane przy pomocy pługa, również pługiem było niszczone, tak, iżby oba te akty jeden zawierał w sobie rytuał.”
Środek Rzymu był wklęsłością, mundus, punktem połączenia świata ziemskiego i ze sferami niższymi. Już dawno temu W.H.Roscher zinterpretował mundus jako omphalos (pępek świata). Każde miasto posiadające mundus uważano za posadowione w centrum świata, w pępku orbis terrarum. Ze wszech miar trafna jest również propozycja, aby określenie Roma quadrata rozumieć nie jako formę kwadratową, lecz jako podział miasta na cztery części. Kosmologia rzymska opierała się na obrazie ziemi, terra, podzielonej na cztery regiony. [Jak miasto Bororów w Mato Grosso- AD]
Podobne koncepcje odnajdujemy wszędzie w świecie neolitycznym i w początkach epoki brązu. W Indiach zarówno miasto, jak i świątynia zbudowane są na wzór wszechświata. Rytuały fundacyjne przedstawiają cykl kosmogoniczny. Kosmiczna góra Meru razem ze swymi głównymi bogami sytuowana jest symbolicznie w centrum miasta. Również każda z czterech głównych bram miasta znajduje się pod opieką bogów. W pewnym sensie miasto i jego mieszkańcy podniesieni zostają do poziomu nadludzkiego: gród upodobniony jest do góry Meru, ludzie zaś stają się „wizerunkami” bogów. Nawet w późnej epoce (wiek XVIII) Dżajpur budowano wedle tradycyjnego kanonu opisanego w śilpasiastrach.
Plan metropolii perskiej był taki sam jak miast indyjskich, tzn. imago mundi. Zgodnie z perską tradycją, wszechświat pomyślano na kształt koła o sześciu szprychach z wielkim otworem pośrodku, niby pępkiem. Teksty twierdziły, że „kraj irański” (Airyanam vaejah) jest środkiem i sercem świata, a więc najcenniejszym ze wszystkich krajów. Dlatego Sziz, rodzinne miasto Zaratusztry, uważano za źródło władzy królewskiej. Tron Chosro II zbudowano w taki sposób, aby symbolizował Wszechświat. Zwano go „osią świata” lub „biegunem świata”. Siedzący na tronie pośrodku swojego pałacu król znajdował się symbolicznie w centrum Uranopolis, kosmicznego miasta.
Symbolika tego typu jeszcze jaskrawiej występuje w kambodżańskim Angkor:
Miasto ze swoimi murami i fosami, przedstawia Wszechświat otoczony zewsząd łańcuchem gór i mitycznymi oceanami. Znajdująca się w centrum świątynia przedstawia materialnie górę Meru; jej pięć wież to jakoby pięć szczytów świętego masywu z jego tarasami, które przypominają następujące po sobie światy. Jest ona pionem rytualnego cyrkla, jej osie poziome i pionowe wyznaczają cztery strony świata, zenit i nadir. Sanktuaria pomniejsze odwzorowują konstelacje i ich obroty. Główny obrządek obowiązujący wiernego polega na obchodzeniu budowli wkoło, w przepisanym kierunku, dzięki czemu przechodzi on kolejno przez wszystkie fazy cyklu słonecznego; innymi słowy, przebiega przestrzeń wedle rytmu czasu. Świątynia, prawdziwy chronogram, symbolizują święta kosmografię i topografie wszechświata i rządzi nimi, jest bowiem tegoż wszechświata idealnym centrum, punktem kierowniczym.
Ten sam model, z niewielkimi modyfikacjami, odnajdujemy w całej południowo-wschodniej Azji. Syjam dzielił się na cztery prowincje, ze stolicą w centrum i pałacem pośrodku miasta. Kraj odwzorowywał wszechświat, ten bowiem, wedle syjamskiej kosmologii, jest czworokątem z górą Meru pośrodku. Bangkok nazywany jest „niebieskim miastem królewskim”, „Miastem Bogów”, itd. Król, znajdując się z centrum świata, jest „czakrawartinem”, Kosmokratorem. Podobnie Mandalay w Birmie zbudowane w 1857 wedle tradycyjnej kosmologii (tzn. jako imago mundi), stanowi czworokąt z pałacem królewskim w centrum.
Ten sam schemat kosmologiczny i te sama korelację między Kosmosem, państwem, miastem oraz pałacem stwierdzamy w Chinach. Świat został stworzony jako prostokąt z Chinami pośrodku; w czterech głównych jego stronach znajdowały się cztery morza, cztery święte góry i cztery ludy barbarzyńskie. Miasto budowano w formie czworokąta w trzema bramami na każdym boku i pałacem pośrodku; był on odpowiednikiem gwiazdy polarnej. Z tego centrum doskonały władca może oddziaływać na cały wszechświat.
Mircea Eliade
fragmenty książki „Okultyzm, czary, mody kulturalne.”
I my mamy naszą religijną opowieść o początkach świata, Polski, naszego Miasta i każdego z nas. Od Adama i Ewy, przez Chrystusa i cezara Augusta, Piastów z pomocą papieży-królów Rzymu zakładających Polskę i nadających prawa miejskie Garwolinowi i świętą Annę za patronkę. Tak jak swoją opowieść mają dzielni ludzie z dalekich stron żyjący poza strumieniem wiedzy biblijnej.
Środkiem Garwolina jest prezbiterium kolegiaty, którego obrazy – jeśli czytać je od góry do dołu, jak rozłożone na pionowej osi – przypominają nam o Bogu, Chrystusie, Duchu świętym, królowej Maryi, Eucharystii w tabernakulum i sakramencie dla każdego z osobna człowieka, absolutnie ważnego dla Boga. Nie pozwólmy modernistom zdemontować tego przestawienia, zabrać stąd tabernakulum, rozmontować znaczące orientacje gestów i świętych formuł, rozmontować wyobrażenie sensownego kosmosu.
Nie jesteśmy przypadkiem w morzu absurdu. Nasza obecność ma sens absolutny. Tak znaki z prezbiterium uczą rozpoznawania sensu.
(Jeśli kogoś bawi odwołanie do Adama i Ewy to przypominam, że z badań mitochondrialnego RNA wynika, że wszyscy ludzie pochodzą od jednej kobiety z Afryki Południowej sprzed 200 tysięcy lat. Co jest metaforą jest metaforą, a Ewa dosłownie istniała!)
AD
Po schodkach scholiów
Filozofia religii od czasów Lessinga – filozofia, która uznała poprzednio, że formy religijne są zaledwie etapami postępu – ogranicza prawdziwą religię do szacunku, jaki okazuje się kierunkowi przypisanemu owemu domniemanemu progresowi.
Temu niesmacznemu rozwiązaniu przeciwstawia się katolicyzm, który łączy w jedną całość zarówno magiczny rytuał, jak i mistyczną kontemplację, zarówno postawy etyczne, jak i rozumowania teologiczne.
Katolicyzm jest hierarchicznym ustrukturyzowaniem dziejów wszystkich religii.
Siły natury są epifaniami religijnymi, ale nie Bożymi. Między światem profanum a światem Boskim znajduje się świat sacrum.
Każdy widzi w świecie jedynie to, co godzien jest zobaczyć.
Dzisiaj starzec jest tak samo bezużyteczny jak stare zwierzę. Gdzie nie ma duszy, którą mijające lata być może uszlachetnią, tam pozostaje wyłącznie nieuchronnie spodlone ciało.
Instytucje społeczne kruszeją, kiedy technicyzują swoje funkcjonowanie, aby poprawić swoją skuteczność. W rzeczywistości człowiek szanuje tylko to, co tajemnicze. Terror jest – w sposób nieunikniony – racjonalnym substytutem irracjonalnych obrzędów.
Gest, wyłącznie jeden gest czasami wystarczy, by usprawiedliwić istnienie świata.
Objawienie jest wartością, która nagle pojawia się obok faktu psychologicznego.
Kiedy ojczyzna jest sumą interesów, a nie dziedziną świątyń i grobów, patriotyzm hańbi.
Żaden cud nie wydaje się cudem tym, dla których nie był przeznaczony.
Kto wierzy w Boga, ten nie potrzebuje podporządkowywać chaosu świata arbitralnej spójności. Porządek mieszka za naszymi sprzecznymi oczywistościami.
Mikołaj Gomez Davila
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski