Jak pan Gabriel Maciejewski o zacnym kalifie opowiada

maj 24, 2022

 Przedstawiamy fragment drugiego tomu książki „Kredyt i wojna” pragnąc zaciekawić Czytelników pojmowaniem historii przedstawianym przez Gabriela Maciejewskiego.

 Autor ten eksponuje dwa przemilczane w wielkonakładowych wydawnictwach aspekty historii: światem rządzą wielkie centra bankierskie stanowiące międzynarodową sieć wpływu aranżującą wielkie operacje zmian politycznych zwanych dziś resetami oraz to, że herezje religijne i ideologiczne są celowo wymyślane, rozpowszechniane i wdrażane dla korzyści politycznych, finansowych i anty-religijnych, a nie z szczerej wiary w ich słuszność.

 „Kredyt i wojnę” można kupić w księgarni internetowej basnjakniedzwiedz.pl .

 A teraz zmierzajmy do opowiadania z XIII wieku, pamiętając, że angielski przesąd nakazuje podczas kłamania skrzyżować palce, aby uniknąć kary boskiej.

AD

Król Jan przedstawiony w szekspirowskim dramacie tv BBC. Zapamiętajmy na przyszłość róże na kaftanie – to ma znaczenie.

Gabriel Maciejewski – fragment II tomu „Kredytu i wojny”

/…/

 Chciałbym, żebyśmy się dziś przyjrzeli sytuacji niezwykłej, to znaczy temu momentowi w dziejach, który zwykle jest wstydliwie pomijany w popkulturze, na którą przerabia się, niczym mięso na kiełbasę, angielską historię. Chodzi o chwilę, kiedy król Jan Bez Ziemi wysłał posłów na dwór kalifa Maroka i władcy Al Andalus z propozycją przyjęcia islamu i podporządkowania kalifowi swojego królestwa. Konsumentom powierzchownych treści historycznych informacja ta może się wydać nieprawdopodobna, ale jest jak najbardziej prawdziwa a potwierdza ją dokładnym opisem najważniejszy kronikarz angielskiego średniowiecza – Mateusz z Paryża.

 Zacznijmy od tego, kogo król Jan wysyła do Maroka, by tam wyłożył kalifowi jego propozycję. Są to: Thomas Hardington, Ralph, syn Mikołaja, obaj rycerze. Do tego król Jan dodaje im jakiegoś nic nie znaczącego urzędnika imieniem Robert, który – jak się może wydawać – nie pełni żadnej szczególnej funkcji. Zajmiemy się nim zaraz bliżej, ale na razie wspomnę, w jaki sposób król Anglii, a zanim kronikarz jego następcy Henryka III tytułuje kalifa. Otóż jest on nazwany admirałem. To jest okoliczność znamienna, albowiem admirał to ktoś, kto dowodzi flotą. A do tego jeszcze ma znaczące wpływy w portach i rozumie, czym jest polityka morska, wymiana poprzez porty, a także imprez takie jak blokady morskie, niespodziewane najazdy na nie przeczuwające niczego osiedla ludzkie i w ogóle wszystko, co wiąże się z polityką prowadzoną za pomocą jednostek pływających. Możemy w ciemno założyć, że intencje króla Jana były nieszczere. Potwierdza to Mateusz Paris, o czym napiszę za chwilę. Jasne jest, że król chciał podporządkować Anglię kalifowi i uczynić z Anglików muzułmanów jedynie dla pozorów.  Mało to ludzi w średniowieczu przyjmowało islam dla pozorów jedynie? Było ich mnóstwo i nie ma doprawdy potrzeby wymieniać każdego po nazwisku. Cóż takiego jednak chodziło po głowie królowi Janowi? Zapewne chęć odkucia się na Francji za wszystkie porażki w Akwitanii i zniweczenie dzieła ojca i brata przez Filipa Augusta. Zapewne miał także zamiar król Jan prowadzić jakieś interesy na Morzu Śródziemnym i one z pewnością musiały mieć poważny charakter. Kłopot polegał jednak na tym, że charakter króla nie był poważny. Tak to zostało ujęte przez Mateusza Parisa a także przez innych kronikarzy.

 Oto cały fragment Wielkiej Kroniki, w którym Mateusz z Paryża opisuje okoliczności przyjęcia poselstwa króla Jana przez wielkiego kalifa.

 Wysłał więc, w pośpiechu, zaufanych posłańców, to znaczy Thomasa Hardingtona i Ralpha, syna Mikołaja, obydwu rycerzy, i urzędnika imieniem Robert z Londynu, do admirała, wielkiego króla Afryki, Maroka i Hiszpanii, potocznie zwanego Muramumelinem, z ofertą, by jego i jego królestwa, jeśli taka będzie jego wola i chęć, otrzymać jako jego trybut; co więcej, ofiarował rezygnację z chrześcijaństwa, które uznał za próżność i gotów był zamienić na prawo Mahometa.

 Dostarczyli oni w tym celu akt od króla, który został wiernie przetłumaczony admirałowi przez tłumacza. Czytając to, monarcha zamknął książkę, która leżała otwarta przed nim, bo studiował na siedzeniu przy pulpicie. Był on człowiekiem średniego wzrostu i wieku, o cichym zachowaniu oraz o mądrej i płynnej wymowie. Po krótkim zastanowieniu, powiedział: Właśnie czytałem książkę [Dzieje apostolskie – AD] napisaną po grecku przez mądrego i chrześcijańskiego Greka imieniem Paweł, z którego czynów i słów jestem bardzo zadowolony. Ale znajduję w nim jedną wadę: jest nią to, że nie przestrzegał prawa, pod którym się urodził, ale przeszedł pod inne jak dezerter i uciekinier. I mówię to w aluzji do twego pana, króla Anglików, który urodzony jest pod pobożnym i świętym prawem chrześcijan, a jednak płonie, zmienny i chwiejny, i pragnie opuścić go dla drugiego. Dodał też: Bóg, który wie wszystko, wie, że gdybym nie został wychowany w prawie Mahometa, wybrałbym chrześcijaństwo zamiast każdego innego i chętnie bym je przyjął. Wtedy zapytał, jakim człowiekiem jest ten król Anglii i jakie może być jego królestwo. /…/

 Z głębokim wzruszeniem monarcha odpowiedział: Nigdy nie czytałem ani nie słyszałem o żadnym królu, który posiadałby tak piękne królestwo, tak uległe i posłuszne, a pragnąłby być trybutariuszem, a nie niezależnym władcą, niewolnikiem, a nie wolnym człowiekiem, nieszczęśnikiem zamiast człowiekiem honoru! Następnie zapytał, ale pogardliwie, o jego wiek, postawę, zachowanie w polu. Odpowiedź brzmiała, że Jan skończył pięćdziesiąt lat, był już siwy, mocno zbudowany, niewysoki, ale raczej postawny. Rozmyślając nad odpowiedziami wysłanników, admirał, po krótkiej ciszy, powiedział oburzająco i z szyderczą powagą: To nie jest król, ale zepsuty i głupi królik, na którego nie mogą zmarnować żadnej myśli – jest niegodny mojego sojuszu! Następnie patrząc na Tomasza i Ralpha, wykrzyknął: Nie szukajcie już mojej obecności, nigdy więcej nie patrzcie na moją twarz!

 Gdy wysłannicy wycofywali się zmieszani, władca zwrócił uwagę na urzędnika Roberta, trzeciego wysłannika, który był małym, ciemnym człowiekiem, z jedną ręka dłuższą od drugiej, palcami nieproporcjonalnie rozłożonymi, a dwoma z nich splecionymi i z żydowskim obliczem. Zdał sobie sprawę, że tak żałosna osoba nie zostałaby wybrana do tak poważnego przedsięwzięcia, jeśli nie odznaczałby się wyjątkowymi cechami: uczciwością, zręcznością i inteligencją. Poznawszy zaś, że jest księdzem, wezwał go do siebie, ponieważ podczas gdy inni mówili, Robert zachował milczenie i spokój. Król zapytał go, czy Jan miał dobre przymioty, czy urodził żywotne dzieci i czy był zdolny do spłodzenia kolejnych, dodając, że gdyby Robert kłamał w swoich odpowiedziach, nie ufałby już chrześcijanom, a przede wszystkim nie ufałby żadnemu kapłanowi. Robert przysięgał, powtarzając credo, że odpowie na jego pytania prawdziwie; a następnie powiedział: że Jan jest  raczej tyranem niż królem, że raczej zrujnował niż rządził swoim ludem, że uciskał swoich własnych poddanych i potrzebnych królestwu cudzoziemców, że był lwem dla swoich poddanych, barankiem dla niechcianych cudzoziemców i rebeliantów, który przez swoje zniewieścienie stracił księstwo Normandii i wiele innych terytoriów, i że miał zamiar zrujnować królestwo Anglii, nienasycony chciwością pieniędzy, marnotrawił swoje dziedzictwo. Ponadto spłodził niewielu potomków, raczej nie bardzo żywotnych, którzy wdali się w niego. Że miał żonę znienawidzoną i nienawidzącą go, kazirodczą, czarownicę i cudzołożnicę, i okazała się ona tysiąc razy winna różnych zbrodni; przede wszystkim tego, że król, jej mąż, kazał jej kochanków udusić na swoim łożu; że sam król zhańbił żony wielu szlachciców, a nawet swoich własnych krewnych, a do tego zdeflorował swoje własne córki i swoje siostry na wdaniu; że, jak uważano w wierze chrześcijańskiej, był on, jak właśnie powiedziano admirałowi, zmienny i pełen wątpliwości.

 Słysząc te rzeczy, admirał poczuł nie tylko pogardę, ale i przerażenie Janem, i przeklął go na sposób jego prawa, i powiedział: Dlaczego ci nieszczęśliwi Anglicy cierpią takiego człowieka, aby panował nad nimi? Oni muszą być kobietami i niewolnikami! – Anglicy, odpowiedział Robert, są najbardziej cierpliwi z ludzi, znoszą wszystko, obrazę i zranienia dumy, ponad wszelkie granice cierpliwości. Ale teraz, jak słoń czy lew, wściekli się na widok swej krwi, ich gniew budzi się, a oni długo czekają, aby otrząsnąć się z jarzma, które dźwigają na karku. Admirał oburzył się, słysząc o zbyt wielkiej cierpliwości Anglików: według tłumacza, który był obecny przez cały czas, było to raczej oburzenie przeciwko ich tchórzostwu niż cierpliwości – zwolnił Roberta, obładowanego prezentami ze złota i srebra, klejnotami i jedwabnymi tkaninami; ale inni wysłannicy odeszli bez prezentów lub pożegnania. Król Jan był głęboko upokorzony pogardliwym upokorzeniem przez admirała jego propozycji i niepowodzeniem całego przedsięwzięcia. Robert zachowywał się wobec króla godnie, oddawszy mu część darów, które otrzymał, a Jan ze swej strony uhonorował go ponad resztę i obdarzył opieką bractwo świętego Albana, mimo, że nie było tam wakatu na stanowisku opata. Robert opowiedział niektórym swoim przyjaciołom historie darów, które otrzymał, oraz tajnej rozmowy, która odbył z admirałem; wśród nich był Mateusz, który pisze i opowiada o tym.

Denar Muhammada al Nazira

 Ten wstrząsający tekst nie był chyba nigdy tłumaczony na język polski. My zaś po jego uważnym i kilkukrotnym przeczytaniu musimy zadać najpierw jedno ważne pytanie. Brzmi ono: Kim byli benedyktyni z opactwa świętego Albana w XIII wieku?

 Oczywiście, bardzo ciekawe jest również to, kim był ów Robert, urzędnik i mnich z Saint-Albans, a także kogo rzeczywiście reprezentował. Tekst ten bowiem wyraźnie wskazuje na to, że istniała w owym czasie, jak zapewne w każdym czasie, jakaś druga, alternatywna rzeczywistość, w której rządziły inne od oficjalnych, notowanych przez kronikarzy i opisywanych przez historyków hierarchie. Oto władca Maroka i Andaluzji lekceważy królewskich posłów krwi szlacheckiej, obdarzonych tytułami i nadaniami, posiadających prezencję i majątek, a zwraca się ku kudłatemu inwalidzie ze zrośniętymi palcami, za którego nikt nie dałby przysłowiowych pięciu groszy. Jaki jest rzeczywisty sens tej sceny?

 Zanim spróbujemy to wyjaśnić, wskażmy moment, w którym Jan decyduje sie na taki krok. To jest ważna chwila, albowiem jego sojusznik i szwagier, hrabia Tuluzy Rajmund VI, został wraz z królem Aragonii, który postradał tam życie, pokonany w bitwie pod Muret opisanej w I tomie „Kredytu i wojny”. Drugi zaś szwagier, król niemiecki i cesarz rzymski Otton IV Welf nie był gotowy do wojny i ciągle potrzebował pieniędzy. Król Jan sięga więc po pomysł oryginalny, który w razie powodzenia, uniezależnia go od papieża i całego chrześcijańskiego świata [pozwalając na konfiskatę majątku kościelnego – AD], a czyni trybutariuszem władcy, którego sił niedawno pokonane zostały w wielkiej bitwie pod Las Navas de Tolosa i który, w teorii przynajmniej, także potrzebuje jakichś sojuszników. Pomysł króla Jana byłby diaboliczny i pewnie skuteczny, ale tylko wtedy, gdy za jego realizację zabrał się brat królewski – Ryszard Lwie Serce, nieżyjący już od ponad dekady. Władca Maroka i Andaluzji odrzucił jednak propozycje króla Anglii, obdarowując przy tym podarkami wysokiej bardzo jakości człowieka, którego Mateusz z Paryża opisuje – raz jeszcze zerknijmy – tak oto: był małym, ciemnym człowiekiem, z jedną ręka dłuższą od drugiej, palcami nieproporcjonalnie rozłożonymi, a dwoma z nich splecionymi i z żydowskim obliczem.

 Efektem odrzucenia tego mariażu była ostateczna klęska Jana na kontynencie i ustanowienie Wielkiej Karty Swobód w Anglii, to zaś oznaczało złamanie starego, normańskiego prawa czyniącego króla jedynym sędzią i źródłem praw regulujących życie poddanych. Z tekstu, który zacytowałem za Micheletem, bo Anglicy unikają w ogóle tego tematu, piszą o tym jedynie, jak wielką zdobyczą dla kraju była Karta Swobód, wynika także, że Robert z Londynu ani myślał ukrywać przed braćmi z Saint Albans szczegóły swej misji. Przeciwnie, on – zaraz po powrocie z dworu kalifa – zebrał ich wokół siebie i całą tę historię jasno im przedstawił. Mateusz zaś zanotował ją i włączył do swojej kroniki, ale zapewne już za panowania króla Henryka III. Dziwne jest, że ten pozwolił na to, ale być może udział opactwa świętego Albana w zdobyciu i umocnieniu władzy nowego króla, był tak duży, że władca nie miał w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia.

 Jeśli wybiegniemy trochę myślą do przodu, okaże się, że z wymienionej trójki osób, które konferowały na temat porozumienia dwóch królestw, chrześcijańskiego i muzułmańskiego, dłużej pożył tylko Robert z Londynu.  Tak przynajmniej przypuszczam. Muhammad al Nasir zmarł niedługi czas po tym, jak odprawił poselstwo królewskie, a sam król Jan umarł w roku 1216, najprawdopodobniej otruty, choć oficjalna wersja mówi o dezynterii albo zbyt dużej ilości brzoskwiniowego wina.  Projekt połączenia Anglii i Maroka w sojuszu wymierzonym we [francuskich] Kapetyngów i papieża został unieważniony ostatecznie. Być może jednak on właśnie, po odpowiednim przeskalowaniu, posłużył za wzór późniejszym projektom Fryderyka II Hohenstaufa.

 Można też posunąć się dalej i nazwać króla Jana prekursorem politycznych pomysłów służących do wyłączenia swojego władztwa spod wpływu zbyt opresyjnych potęg [Kościół] i włączenia ich, po zabiegach natury ideologiczno-religijnej [herezja], w krąg innych mniej dotkliwych wpływów. Tak jak to uczynił w XVI wieku Albrecht Hohenzollern oddający się pod opiekę króla polskiego [a przedtem sponsorujący Marcina Lutra dla realizacji herezji, dzięki której zagarnął majątek Kościoła i spłacił nim długi u Jakuba Fuggera – AD].

Gabriel Maciejewski

Dworzanie królewscy przedstawieni w „Hamlecie” (TV BBC)

 Czego dziś możemy nauczyć się od zacnego kalifa Muhammada al Nazira?

 Zrozumienia dla rządu państwa, który układa się z wielkimi finansowymi potęgami z Londynu i Nowego Jorku w kwestiach politycznych, militarnych, gospodarczych. Bez tej lub podobnej współpracy Polska nie może egzystować.

 I stałości w wierze.

 AD

gospodarz strony Andrzej Dobrowolski