Zabronić budowy domów jednorodzinnych w miastach?
Strona internetowa interia.pl zamieściła tekst Filipa Springera w którym postuluje on … zakaz budowy domów jednorodzinnych w miastach! Link do tekstu: proszę tu!
„Dogęszczanie miast to odpowiedź na dwa kryzysy: mieszkaniowy i klimatyczny. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej dla wszystkich. A gęstość wcale nie musi być straszna, może być bardzo zielona.” – pisze. A dalej myśli o tym, jak przystało na hodowcę ludzi, w duchu inżynierskiej mądrości socjologicznej:
„Architektura, jej powstawanie, użytkowanie i ewentualne rozbiórki są źródłem 40 procent globalnych emisji dwutlenku węgla. Gdyby była krajem, emitowałaby więcej niż całe Chiny.
Największe koszty środowiskowe (w przeliczeniu na osobę) przynosi budowa domów jednorodzinnych. To trochę tak jak z samochodami. Z punktu widzenia energii i zasobów jest czymś naprawdę skrajnie nielogicznym, aby budować, zasilać i rozpędzać ważącą półtorej tony maszynę tylko po to, by przewieźć nasze pojedyncze, kilkudziesięciokilogramowe ciało. Ma to sens tylko wówczas, gdy uznamy, że zasoby niezbędne do uruchomienia tego procesu są nieskończone (tak nie jest).
Podobnie jest z jednorodzinnymi domami. Zużycie energii przy budowie wolnostojącego domu jest czterokrotnie większe (w przeliczeniu na 100 metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej) niż w przypadku pięciopiętrowej kamienicy w mieście. Do tego dochodzi konieczność doprowadzenia do takiej nieruchomości niezbędnej infrastruktury – wody, prądu, drogi itd. Za to płaci już samorząd. W efekcie dochodzi do sytuacji, w której korzyści (wygodny domek z ogródkiem) zostają sprywatyzowane, a koszty (ślad węglowy, zasoby naturalne, degradacja środowiska i rosnące koszty rozlewającego się miasta) uwspólnione.”
Pan Filip Springer zakłada, że ocieplanie klimatu ma genezę antropogeniczną, a tak nie jest. Dlatego wnioski wyprowadzone z tego założenia są nierzeczowe. Ponownie polecamy obejrzenie w Internecie filmu dokumentalnego, w którym wybitni profesjonaliści demaskują kłamstwo propagandy, klimatycznej, której niejawnym celem jest zduszenie rozwoju i rozmnażania się ludzi, ubrane w szaty troski o klimat.
Do tego jeszcze wolnych ludzi samodzielnie budujących swe domy autor klasyfikuje jako wyzyskiwaczy społecznych. Czy za samodzielność w budowie domu nie należy się wsparcie miasta w formie dobrej ulicy choćby jako ekwiwalent tego, czym dla biednych jest mieszkanie komunalne?
„/…/ Odpowiedzią na te wyzwania jest właśnie dogęszczanie miast. Za każdym razem jednak, gdy pojawia się ten postulat, podnosi się też głośny lament. Bo gęste miasto kojarzy nam się, nie wiedzieć czemu, z Hong Kongiem, Singapurem albo Tokio.
Tymczasem wśród pięciu najgęściej zabudowanych kilometrów kwadratowych w Polsce nie ma choćby kawałka miasta, którego zabudowa przekraczałaby pięć, momentami sześć pięter. Są zaś na tej krótkiej liście takie miejsca jak wrocławski Ołbin czy warszawski Muranów. I wystarczy jeszcze jeden rzut oka na satelitarne mapy, by stwierdzić, że to miejsca pełne zieleni i mające bardzo ludzką skalę.
Znakomite parametry gęstości mają też Kopenhaga, Barcelona i Amsterdam – miasta regularnie pojawiające się w rankingach najszczęśliwszych metropolii na świecie. Gęstość nie musi być więc straszna, może być bardzo zielona. Tym bardziej, że zgodnie ze wspomnianymi unijnymi regulacjami do 2030 roku w miastach wspólnoty ma być zasadzonych 30 miliardów drzew. To oznacza, że na każdego mieszkańca europejskiego miasta przybędzie około 80 drzew. 80 drzew to już mały park.”
Autor przytacza przykłady realizacji dzielnic zrealizowanych w szczególnych okolicznościach. Na przykład Muranów zbudowano w zburzonej Warszawie, a niektóre piękne dzielnice miast Zachodu albo w martwych dzielnicach, albo przy wydatku ogromnych sum za wywłaszczenia istniejącej zabudowy. Charakterystyczne, że autor nie podaje przykładu Wilanowa, który był zaprojektowany pięknie, ale miejsca pod zieleń pozwolono zabudowywać gęściej.
Autor powołuje się na plany UE. Równie dobrze można powoływać się na plany PRL z roku 1985.
W Barcelonie i Amsterdamie ludzie są szczęśliwi? Trudno w to uwierzyć widząc ich sztukę współczesną.
*
Wróćmy do inżynierskiej propozycji autora.
Filip Springer w ogóle nie wspomina o antropologicznej, kulturowej, religijnej stronie domostwa na własnej ziemi. Ogromne obszary zagadnień związanych z naszym byciem ludźmi są poza horyzontem jego widzenia.
Podam więc celowo prowokacyjnie szokujący przykład najbardziej znanego miasta piętnastominutowego stworzonego przez dwudziestowieczną umysłowość inżynierską.
To miasto dla pracowników budowy wielkich zakładów chemicznych budowanych przez spółkę akcyjną IG Farben, w której większościowy pakiet mieli bankierzy z Wall Street w Nowym Jorku.
Zaprojektowali je wyśmienici architekci znani jako twórcy szkoły BAUHAUS’u. Były tam k o l e k t y w n e budynki mieszkalne, budynki zaplecza socjalnego i ośrodka medycyny eksperymentalnej i gmachy administracji; szerokie aleje i place, nie było tam świątyni, ale były tam punkt eutanazji i spalarnia odpadów organicznych. W mieście działała orkiestra. Personel miejski miał eleganckie uniformy od firmy Hugo Boss. Miasto było ogrodzone – było terenem strzeżonym.
Wybudowano je w miłej niegdyś stolicy Księstwa Oświęcimskiego, które dostało od Niemców nazwę KL Auschwitz – Birkenau.
Nie twierdzę, że pan Springer ma złe intencje, ale jego myślenie jest także inżynierskie – z niezwykłą lekkością zastanawia się nad sterowaniem życiem ludzi, nie bojąc się odpowiedzialności za odebranie im części składowej sensownego życia. Bycia panem gospodarzem, praktykującym własną wolność. Bo mieszkając w bloku i pracując w wielkiej instytucji wielu ludzi nabywa mentalność niewolnika, który żyje filozofią cudzej winy za swą egzystencję.
*
Oczywiście problemy inwestycyjne związane z obsługą dzielnic domów jednorodzinnych istnieją, ale należy je rozwiązywać poprzez nowe rozwiązania energetyczne, bio-inżynierskie i prawne (dopuszczenie prywatnego finansowania budowy infrastruktury).
Andrzej Dobrowolski
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski