W kościele św. Wincentego w Chicago ksiądz Józef Williams udzielił „ślubu” parze homoseksualistek. Czy człowiek zwany papieżem ekskomunikuje księdza Williamsa tak jak ekskomunikuje księży, którzy bez zgody biskupa odprawili mszę po łacinie? Niechże zwolennicy Franciszka zbudzą się wreszcie!

Konfrontacja czasu postępu i czasu mądrości – dwa wiersze

lis 4, 2023

Życiorys

 

Byłem chłopcem cichym trochę sennym – i o dziwo –
inaczej niż moi rówieśnicy – rozmiłowani w przygodach –
na nic nie czekałem – nie wyglądałem przez okno

W szkole – pracowity raczej niż zdolny posłuszny bez problemów

Potem normalne życie w stopniu referenta
ranne wstawanie ulica tramwaj biuro znów tramwaj dom sen

Nie wiem naprawdę nie wiem skąd to zmęczenie niepokój udręka
zawsze i nawet teraz – kiedy mam prawo odpocząć

Wiem nie zaszedłem daleko – niczego nie dokonałem
zbierałem znaczki pocztowe zioła lecznicze nieźle grałem w szachy

Raz byłem za granicą – na wczasach – nad Morzem Czarnym
na zdjęciu słomkowy kapelusz twarz ogorzała – prawie szczęśliwy

Czytałem to co pod ręką: o socjalizmie naukowym
o lotach kosmicznych maszynach myślących
i to co lubiłem najbardziej: książki o życiu pszczół

Tak jak inni chciałem wiedzieć co stanie się ze mną po śmierci
czy dostanę nowe mieszkanie i czy życie ma sens

A nade wszystko jak odróżnić dobro od tego co złe
wiedzieć na pewno co białe a co całkiem czarne

Ktoś mi polecił dzieło klasyka – jak mówił –
zmieniło ono jego życie i życie milionów ludzi
Przeczytałem – nie zmieniłem się – wstyd wyznać –
zapomniałem doszczętnie jak nazywał się klasyk

Może nie żyłem – tylko trwałem – wrzucony bez mojej woli
W coś – nad czym trudno panować i nie sposób pojąć
Jak cień na ścianie
Więc nie było to życie
Życie całą gębą

Jak mogłem wytłumaczyć żonie a także innym
że wszystkie moje siły
wytężałem żeby nie zrobić głupstwa nie ulegać podszeptom
nie bratać się z silniejszym

To prawda – byłem wiecznie blady. Przeciętny. W szkole wojsku
biurze we własnym domu i na wieczorkach tanecznych.

Leżę teraz w szpitalu i umieram na starość.
Tu także ten sam niepokój udręka.
Gdybym się drugi raz urodził może byłbym lepszy.

Budzę się w nocy spocony. Patrzę w sufit. Cisza.
I znów – raz jeszcze – zmęczoną do szpiku kości ręką
odganiam złe duchy i przywołuję dobre.

Zbigniew Herbert, XXI wiek

 

 

Powrót na wieś

Wybrzeże ponad życie milsze mi! O morze!

Szczęśliwy, komu wolno powrócić nareszcie

Do własnej ziemi. Cudny, jasny dzień. Tu niegdyś

Pływałem sobie w morzu, rozpryskując fale,

Budząc najady. Z tamtej strony bije źródło.

A tu algi się kłębią przy brzegu, jak dawniej.

Bezpieczne dla miłości ucichłej schronienie.

Żyłem. I nigdy dola złośliwsza mi tego

Nie zabierze, co dała wcześniejsza godzina.

 

Petroniusz, I wiek.

(tłum. Zygmunt Kubiak)

gospodarz strony Andrzej Dobrowolski