Wzorcowe pierwsze stadiony
Wśród obiektów sportowych znad Morza Śródziemnego przynajmniej trzy są piękne.
Hipodrom w Cezarei, stadion w Delfach i stadion w Olimpii.
*
W Izraelu, w pobliżu dużego portu w Hajfie, leżą ruiny starożytnego portu Cezarea. To w tej Cezarei stacjonowała kohorta italska której centurion Kwiryniusz posłał żołnierzy do Jaffy (przedmieście Telawiwu) żeby sprowadzili świętego Piotra – przyjął od niego chrzest, a z nim ochrzcili się wszyscy żołnierze. Zachowane jako park archeologiczny miasto ma mury portu, ulice, łaźnie, rynek i fragmenty zabudowy miejskiej (z zachowaną tablicą ufundowaną przez Poncjusza Piłata), no i właśnie hipodrom do wyścigów kwadryg konnych, leżący na brzegu morza.
Kamienna widownia hipodromu ma wielkość trybuny naszego miejskiego stadionu. Jak wszystkie zachowane obiekty w Cezarei ma skalę stosowną do prowincjonalnej publiczności. Ale jest jak wszystko tu piękna, stosownie do smaku wykształconej na Iliadzie i Odysei tejże prowincjonalnej publiczności.
Oś hipodromu jest równoległa do linii brzegu morza, od strony lądu przylega do jego areny trybuna widowni. Kwadrygi ścigały się przed widownią, która patrzyła na wyścig na zachód w tle widząc morze i statki. Zmagania ludzkie toczyły się więc na tle Boskiej potęgi wodnego przestworu, z którym zmagał się Odyseusz.
*
Stadion w Delfach leży w połowie stromej górskiej doliny wyrastającej z morza i jest najwyższym obiektem starogreckiego sanktuarium Apollina. Nad nim nie ma już budowli – strome dzikie zbocze biegnie na wschód wysoko aż ku szczytowi góry Parnas. Odwracamy się od Parnasu i trafiamy na widok ze stadionu ukierunkowany na zachód, niżej i niżej wije się serpentyną droga pielgrzymkowa pogan, którzy – przychodząc z zachodu od strony brzegu morza – odwiedzali tu wyrocznię – Pytię, której zadawali pytania o przyszłość, o przeznaczenie, o zwycięstwo. Wzrok widza ze stadionu prześlizguje się w dół nad świątyniami, świętym teatrem, skarbcami greckich polis, postumentami nieobecnych już figur i biegnie ku wylotowi doliny w której wylocie migocze morze.
Jednostronne trybuny stadionu położone są na długim, wschodnim brzegu areny. Po drugiej stronie areny jest przepastna powietrzna przestrzeń doliny, a nie druga widownia! Tu jest analogia z hipodromem w Cezarei, gdzie tłem jest morze i otwarte niebo. Delfy są starsze od Cezarei, więc to one mogły być wzorem dla architekta hipodromu.
Pielgrzymi nie przybywali do Delf milionami, a nawet tysiącami, nie było wtedy mas ludzkich „bez serc, bez ducha”. W małych społecznościach greckich miast ocalona została ludzka miara życia, więc podróżnicy przybywali tu pod żaglami pytać o los swych dusz, i słuchać tragedii i komedii w świętym teatrze – wzorcu dla naszych prezbiteriów. Dobrze przygotowali się tu na nadejście chrześcijaństwa i oddali nam potem wiele swych skarbów kultury.
Dzisiejsi turyści mrowią się bezmyślnie drogą pod górę. Po co? Żeby zobaczyć sanktuarium dawnej ciemnoty, która nie uczyła się, że świat jest martwym przedmiotem bez sensu? Żeby spojrzeć ze stadionu, z góry na okruchy budowli technologii prymitywnych w porównaniu z dzisiejszymi? Turyści to często lalki i roboty z pustymi oczami bohaterów bajek z TV z własnego dzieciństwa. Młodzi Japończycy patrzą na wywrócone przez czas bloki piaskowca z pytaniem w oczach: „Po cholerę nas tu przywieźli z drugiego końca świata?”
*
No i stadion niepozorny, a najważniejszy wśród stadionów świata – ten z Olimpii. Najstarszy, z VIII wieku przed Chrystusem.
Kompleks świątynny jakim jest Olimpia ponad 150 lat temu wydobyli spod zwałów ziemi archeolodzy francuscy. Nadali mu kształt decydując o odtworzeniu szczegółów tak, by nie powtórzyć kreteńskich błędów Evansa i nie nadać miastu charakteru własnej fantazji. Ze świątyni Zeusa została tylko podstawa i jedna kolumna, ze świątyni Hery – podstawa, a pobliskie gimnazjony (miejsca ćwiczeń i przygotowań) – kamienne fundamenty . Jedna z ulic, dzięki odtworzonej kolumnadzie poddaje wyobraźni więcej punktów oparcia niż szlachetne ruiny sąsiedztwa. Jak zawsze płynie tu rzeczka Alfejos, a że cały teren Francuzi obsadzili drzewami, to miejsce ma charakter urokliwego gaju, w którym śpiewają ptaki, cykają cykady i kumkają żaby.
Na stadion dociera się przez „święte miasteczko olimpijskie”. Za kamienną bramą na odsłoniętej przestrzeni otwiera się prosty, szeroki tor do biegu, otoczony wałem ziemi porośniętym trawą – służącym dawnym widzom jako trybuny. A za nim? Sady pomarańczowe i oliwkowe, ogrody warzywne, i pola, i łąki. Sielskie otoczenie wsi. Gdzieś warczy traktor, rolnicy ładują kosze na wózki, prosta codzienność w której jesteśmy u siebie, piękna rutyna życia która otwiera nas na zdumienie urządzeniem świata.
*
Być może w naszych gminach i miasteczkach można jeszcze wykreować podobne miejsca. (Kiedyś taki był nasz miejski stadion na gaju.) Może nawet prywatni inwestorzy mogliby za przykładem tych starych cudów architektury osadzać korty, boiska, siłownie i bieżnie w zgodzie z pejzażem, florą i fauną, nawet ze sztuką, bez powtarzania nowej megalomanii dla mas. Warto byłoby.
W wielkich miastach nie ma na to szans, bo te ścigają się w rozmachu przewymiarowanych i przepłaconych monstrualnych gmaszysk.
AD
.
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski