Ponadczasowe wiersze Kawafisa.
W czasie wojny zostaliśmy ogłuszeni chaosem wiadomości.
Dla uspokojenia przedstawiamy kilka ponadczasowych wierszy prawosławnego Greka, Konstantego Kawafisa, artysty kultury bizantyjskiej, która niegdyś zrodziła Ruś Kijowską, jak Rzym Polonię.
Poeta nie będzie uznany za świętego, ale jego poezje są natchnione.
Niechże pierwszy wiersz dotknie tajemnicy przeznaczenia.
Modlitwa
Morze młodego żeglarza wchłonęło w toń głęboką.
Jego matka, o niczym nie wiedząc, zapala świecę wysoką.
Przed Matka Bożą stawia płonącą świecę woskową,
by wrócił szybko, by dobre dni zaświtały na nowo.
I ciągle nasłuchuje odgłosów wiatru, skupiona.
A kiedy się tak modli, kiedy tak prosi, ikona,
Poważna i smutna, spogląda na nią ze ściany.
Ona wie, że nie wróci ten syn wyczekiwany.
Chrześcijański młodzieniec w Aleksandrii opłakuje ojca, który był pogańskim kapłanem.
Kapłan w Serapeum
Dobrego starca, ojca mego,
który zawsze tak samo mnie miłował,
dobrego starca, ojca mego płaczę,
co zmarł onegdaj, tuż przed świtem.
Jezu Chryste, przykazaniom
Twego najświętszego Kościoła pragnę zawsze
dochować wiary w każdym uczynku moim,
w każdym słowie, w każdej myśli. To jest troską
każdego dnia mojego. A którzy Tobie przeczą,
odwracam sie od nich. A jednak teraz płaczę.
Płaczę, Chryste, nad śmiercią ojca mego,
choć był on – strasznie nawet mówić o tym –
kapłanem w tym przeklętym Serapeum.
Pochwała poświęcenia żołnierzy. Dawnego i obecnego.
Termopile
Chwała tym, którzy wyznaczyli sobie
w życiu swym Termopile i ich bronią.
Od obowiązku nie odstępują nigdy,
we wszystkich czynach sprawiedliwi i niezłomni,
ale nieobcy też współczuciu.
Jeśli bogaci – hojni; jeśli biedni –
także są hojni na swoją ubogą miarę
i zawsze pomagają innym tak, jak mogą.
Zawsze mówią prawdę, ale
bez nienawiści do tych, którzy kłamią.
I jeszcze większej pochwały są godni,
Jeżeli przewidują (a wielu to przewiduje),
że w końcu musi pojawić się Elfiates
i że Medowie, pomimo wszystko, przejdą.
Wiersz o niemożności ucieczki, o braku – jak u drzew – możliwości oderwania się od swego świata.
Miasto
Powiedziałeś: „pojadę do innej ziemi, nad morze inne.
Jakieś inne znajdzie się miasto, jakieś lepsze miejsce.
Tu już wydany jest wyrok na wszystkie moje dążenia
i pogrzebane leży, jak w grobie, serce moje.
Niechby się umysł wreszcie podźwignął z odrętwienia.
Tu, cokolwiek wzrokiem ogarnę,
ruiny mojego życia czarne
widzę, gdziem tyle lat przeżył, stracił, roztrwonił. „
Nowych nie znajdziesz krain ani innego morza.
To miasto pójdzie za tobą. Zawsze w tych samych dzielnicach
będziesz krążył. W tych samych domach włosy ci posiwieją.
Zawsze trafisz do tego miasta. Będziesz chodził po tych samych ulicach.
Nie ma dla ciebie okrętu – nie ufaj próżnym nadziejom –
nie ma drogi ku innej stronie.
Jakeś swoje życie roztrwonił
w tym ciasnym kącie, tak je w całym świecie roztrwoniłeś.
Ojczyzna po powtórnym odnalezieniu będzie inna jak powracający do niej człowiek.
Itaka
Jeżeli do Itaki wędrować zamierzasz,
życzyć sobie winieneś, by długa była wędrówka,
pełna przygód i doświadczeń.
Nie obawiaj się Lajstrygonów i Cyklopów
ani gniewnego Posejdona. Nigdy
nie spotkasz ich na swojej drodze,
jeżeli myśli twe będą wysokie
i jeśli nigdy ani ducha twego, ani ciała
nie dotkną pospolite uczucia.
Ani Lajstrygonów, ani Cyklopów,
ani Posejdona szalonego nie ujrzysz nigdy,
jeżeli ich nie kryjesz w głębi własnej duszy,
Jeśli własna twa dusza nie wznieci ich przed tobą.
Życzyć sobie winieneś, by długą była wędrówka.
Oby wiele było poranków letnich,
w których – z jakąż rozkoszą, z jakąż radością! –
będziesz podpływał do portów przedtem ci jeszcze nie znanych.
W stacjach handlowych Fenicjan zatrzymywać się musisz,
aby kupić piękne towary,
perły i korale, bursztyn i heban,
wszelkie gatunki rozkosznych wonności,
ile tylko zdołasz rozkosznych wonności znaleźć.
Musisz odwiedzić wiele miast egipskich,
by uczyć się i jeszcze uczyć – od tych, co wiedzą.
Nie wolno ci nigdy zapomnieć o Itace,
dotarcie do niej bowiem jest twoim przeznaczeniem.
Ale bynajmniej nie spiesz się w podróży.
Lepiej, by podróż trwała wiele lat,
abyś stary już był, gdy dotrzesz do swej wyspy,
bogaty we wszystko, co zdobyłeś po drodze,
nie oczekując wcale, by Itaka dała ci bogactwa.
Itaka dała ci tę piękną podróż,
bez Itaki nie wyruszyłbyś w drogę.
Niczego więcej już dać nie może.
I choćbyś ujrzał, że jest biedna – nie oszukała cię Itaka.
Wróciwszy tak mądry, po tylu doświadczeniach,
zrozumiesz prawdziwie, czym Itaka jest.
Wiersz o zdegenerowanym Zachodzie Europy? Pasuje.
Czekając na barbarzyńców
Na cóż czekamy, zebrani na rynku?
Dziś mają tu przyjść barbarzyńcy.
Dlaczego taka bezczynność w senacie?
Senatorowie siedzą – czemuż praw nie uchwalą?
Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy.
Na cóż by się zdały prawa senatorów?
Barbarzyńcy, gdy przyjdą, ustanowią prawa.
Dlaczego nasz cesarz zbudził się tak wcześnie
i zasiadł – w największej z bram naszego miasta –
na tronie, w majestacie, z koroną na głowie?
Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy.
Cesarz czeka u bramy, aby tam powitać
ich naczelnika. Nawet przygotował
obszerne pismo, które chce mu wręczyć –
a wypisał w nim wiele godności i tytułów.
Czemu dwaj konsulowie nasi i pretorzy
przyszli dzisiaj w szkarłatnych, haftowanych togach?
Po co te bransolety, z tyloma ametystami,
i te pierścienie z blaskiem przepysznych szmaragdów?
Czemu trzymają w rękach drogocenne laski,
tak pięknie srebrem inkrustowane i złotem?
Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy,
a takie rzeczy barbarzyńców olśniewają.
Czemu retorzy świetni nie przychodzą, jak zwykle,
by wygłaszać oracje, które ułożyli?
Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy,
a ich nudzą deklamacje i przemowy.
Dlaczego wszystkich nagle ogarnął niepokój?
Skąd zamieszanie? (Twarze jakże spoważniały.)
Dlaczego tak szybko pustoszeją ulice
i place? Wszyscy do domu wracają zamyśleni.
Dlatego że noc zapadła, a barbarzyńcy nie przyszli.
Jacyś nasi, co właśnie od granicy przybyli,
mówią, że już nie ma żadnych barbarzyńców.
Bez barbarzyńców – cóż poczniemy teraz?
Ci ludzie byli jakimś rozwiązaniem.
Wiersz o cesarzu Julianie Apostacie, władcy zwiedzionym przez sofistów, odstępującym Boga dla bogów żądzy, władzy, mocy, wojny.
Julian podczas misteriów
Lecz kiedy znalazł się wreszcie w ciemności,
w przerażających głębokościach ziemi
z grupą bezbożnych Greków i zobaczył,
niematerialne jak przechodzą przed nim
z aureolami i łunami rozbłysków
postacie. młody Julian się zatrwożył
przez chwilę. Impuls z jego lat pobożnych
kazał mu nagle się przeżegnać. Wtedy
postacie znikły natychmiast, poświata
w nic się rozwiała, rozbłyski zagasły.
Skrycie na siebie spoglądali Grecy.
A Julian rzecze : „Czyście cud widzieli?
Boję się teraz, przyjaciele moi.
Kochani, boję się i chcę stąd odejść.
Czyście widzieli, jak od razu znikły
demony, kiedy tylko zobaczyły,
jak czynię święty znak krzyża na piersi?”
Ale się Grecy pogardliwie śmieli:
„Wstydź się Julianie, mówić takie rzeczy
do nas sofistów, do nas filozofów.
Takie powiadać rzeczy biskupowi
i jego księżom w Nikomedii możesz.
Tobie się przecież zjawili najwięksi
naszej przesławnej Hellady bogowie.
A jeśli znikli, nie myśl ni przez chwilę,
że mogli ruchu ręki się przestraszyć.
Lecz tylko kiedy ujrzeli jak czynisz
ten tak ubogi znak i tak wieśniaczy,
ścierpła od tego natura ich można
i poszli sobie a tobą wzgardzili.”
Tak powiadali, a on owej trwogi,
błogosławionej, dobroczynnej trwogi
wyzbył się, głupiec, i zawierzył wtedy
bezbożnym słowom owych Greków.
Marzenie Poety, moje i wielu żołnierzy na froncie.
Dom z ogrodem
Chciałbym mieć wiejski dom
z bardzo rozległym ogrodem – nie tyle
dla kwiatów, drzew, zieleni
(choć na pewno musi być i to – jakże jest piękne),
ile po to, żeby mieć zwierzęta. Ach, zwierzęta!
Przynajmniej siedem kotów – dwa zupełnie czarne,
a dwa zupełnie białe – dla kontrastu.
Także znakomitą papugę, abym się przysłuchiwał,
jak przemawia z emfazą i pewnością siebie.
Co do psów, myślę, że zadowoliłbym się trzema.
Chciałbym też mieć dwa konie (małe koniki są miłe)
i na pewno trzy, a nawet cztery z tych wspaniałych,
z tych czarujących stworzeń, jakimi są osły,
by siedziały bezczynnie, by się ich łby cieszyły.
Życie przyszłe
Wierzę w Życie Przyszłe. Żądza tego, co materialne,
Nie zwiedzie mnie, ani miłość tego, co dotykalne.
To nie nawyk, lecz instynkt. Słowo z niebios będzie dodane
do frazy życia, która bez niego nie ma znaczenia.
Działanie – u kresu – odpłaty doczeka się, odetchnienia.
Kiedy się na zawsze zamknie przed nami obraz Stworzenia,
wtedy na samego Stwórcę wreszcie otworzą się oczy.
Strumień nieśmiertelny życia będzie się z czterech toczył
Ewangelii Chrystusa – życia, którego nic już nie zmroczy.
Konstandinos Kawafis
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski