Remi Brague o sprzężeniu wizji kosmosu z poczuciem sensu istnienia
Wydawnictwo Teologia Polityczna wydało książki francuskiego filozofa katolickiego Remi’ego Brague’a opowiadającego o współczesnym myśleniu ludzi.
Jest wśród nich: „Mądrość świata”. Ta podobna w swej istocie do „Ziemi Ulro” Czesława Miłosza książka, opowiada o tym, jak sprzężone jest ludzkie myślenie o sensie bytu i życia z tym, co człowiek myśli o kosmosie.
Jeśli pierwotnie zakłada on, że kosmos jest ładem, to kieruje go to do uznania Stwórcy i podjęcia sensownego życia, jeśli zaś wszechświat jawi się mu jako eksplozja absurdu – to do myślenia, że i ludzkie życie przenika konieczność urządzenia się po swojemu w odniesieniu do zasadniczego nonsensu.
Do czasów Kopernika ludzie uważali, że na nocnym niebie odsłania się widok astronomiczno-matematycznej niezmiennej i boskiej wieczności, że Księżyc, planety i gwiazdy są sferą nad-księżycową dającą nam przykład do naśladowania jej stałości (i to właśnie była „mądrość świata”), a w sferze pod-księżycowej, tej w której żyjemy dominuje zmienność właściwa biologii.
Kiedy na skutek przewrotu kopernikańskiego niebo przedstawiło się ludziom jako równie zmienne jak Ziemia, do myśli ludzkich wtargnęło stopniowo poczucie absurdu maskowanego świadomie zmyślanymi sensami.
Miłosz widział wyjście ze współczesności przez wyłom w fizyce dokonany przez Einsteina, Brague widzi go przez przedefiniowanie rzeczywistości jako współzależności człowieka i świata, wskazywane również w kontynuacji „Mądrości świata”: „Prawie Boga” i „Królestwie człowieka” (książka o horrorze humanizmu).
Polecamy tę książkę szczególnie tym mentorom, którzy wypełnieją zbiorową wyobraźnię tonami łatwizn: problematyką społeczną, psychologiczną, ekologiczną, higieniczną jakby miała znaczenie istotne. („Szanuj czas i pieniądz,/ zęby myj, zbieraj złom,/ dobry bądź dla zwierząt,/ one też, kochać cię chcą -/…/ – nie ma szansy ucieczki na aut, trzeba łykać to masło maślane, honorowo jak skaut”).
A przecież – cytuję z pamięci Kotarbińskiego – „ludzie są jak głębinowe stwory przywykłe do życia pod wielkim ciśnieniem – wyciągnięte na powierzchnię pękają rozrywane podciśnieniem”.
Oto kilka fragmentów z książki Remi’ego Brague’a.
AD
/…/ Obroty ciał niebieskich jako główny przedmiot
Co więcej, tym, co mamy naśladować, najczęściej jest nie tyle natura ogólnie rozumiana, ile świat nieba. Różnica między obszarem podksiężycowym i nadksiężycowym staje się podstawą pewnej moralności, w procesie, który zaczyna się w pierwszym wieku przed nasza erą a punkt kulminacyjny osiąga w III wieku po Chrystusie. Seneka parokrotnie powraca do tego wątku. Zaczyna się to od porównania do celów parenetycznych: „niech człowiek mający władzę nad ludźmi” pamięta, że „obraz natury o wiele wspanialej i piękniej przedstawia się oczom w jasny dzień i pogodny, niż kiedy od częstych grzmotów drży świat w posadach, a zewsząd rozlśniewa ogień błyskawic! Nie inny jest wygląd twarzy spokojnego i łagodnego majestatu niż jasnego i podobnego nieba”. Analogia zostaje uzupełniona o wymiar kosmologiczny:
Patrz, tamte wyższe regiony świata i lepiej uporządkowane, i sąsiadujące z gwiazdami ani nie zbijają się w chmury, ani nie rozpętują burzy, ani nie skręcają się w trąbę powietrzną, ale są wolne od wszelkiego wzburzenia i zamętu, w te niższe trzaskają gromy. Tak samo się miewa duch wzniosły: jest zawsze pogodny, znajduje się w stanie niezmąconego spokoju i tłumi w sobie to wszystko, z czego rodzi się gniew. Jest zawsze skromny, godny uszanowania i utrzymany w porządku.
Nie chodzi już o to, żeby brać przykład ze zjawisk meteorologicznych, ale by szukać wzoru na wyższym poziomie; Seneka wyprowadza z tego regułę, od której ten wzór bierze nazwę: „Usposobienie mędrca jest takie, jak stan niebios powyżej księżyca, wciąż panuje tam niezmącona pogoda. Tym zawsze pogodnym światem jest kosmos, świat, który dzięki doskonałemu ładowi, jaki w nim panuje, naprawdę zasługuje na swoje miano.” /…/
Cyceron:
„Skoro jednak bogowie zasiali dusze w ludzkie ciała, to sądzę, że uczynili to w tym celu, by wyposażyć ludzi w istoty, przez które ludzie mogliby poznawać świat, podziwiając jego boski ład i naśladować go swym życiem harmonijnym i statecznym.” /…/
Plutarch:
„według Platona bóg, dając wszystkim samego siebie jako wzór wszelkiej doskonałości, użycza tym, którzy zdolni są iść za nim, ludzkiej cnoty, będącej poniekąd upodobaniem do niego. Natura bowiem wszechświata, będąca bezładem, wzięła początek przemiany i stania się ładem (kosmos) z pewnego podobieństwa i uczestnictwa w idei i doskonałości boskiej. Ten sam mąż twierdzi, że natura rozpaliła w nas wzrok, żeby dusza oglądając w podziwie ciała niebieskie zachwycała się i przyzwyczajała kochać to co składne i uporządkowane, nabierała zaś wstrętu do uczuć nieharmonijnych i niestałych, tudzież unikała tego, co przypadkowe i byle jakie, gdyż stąd się rodzi wszelkie zło i błąd. Człowiek nie może bowiem mieć większej korzyści z bóstwa nad tę, że osiągnie doskonałość przez naśladowanie i dążenie do dobra i piękna, które są w nim.” /…/
Zgodnie z tym modelem, działanie człowieka jest powiązane ze strukturą kosmosu. Odniesienie to znajduje wyraz w wielu obrazach, przede wszystkim zaś w obrazie dominującym w tradycji kształtowanej w duchu platońskim, obrazie naśladowania regularności nieba. Jest w tym tylko obraz, gdyż owo naśladowanie nie polega na podążaniu za [wróżebnymi] wskazówkami, które miałyby płynąć od gwiazd. Sama stałość ich obrotów nie pozwala im dostarczać reguł możliwych do zastosowania w nieskończonej różnorodności przypadków, z jakimi musi sie mierzyć konkretne życie moralne.
Człowiek starożytny i średniowieczny musiał tak samo jak my posługiwać się mądrością praktyczną, która Arystoteles nazywa phronesis, a która dokonuje wyborów w żaden sposób nie opierających się na strukturze świata fizycznego. Świetnie można utworzyć jakiś system moralny, nie uwzględniając tej struktury i w żaden sposób nie nawiązując do „mądrości świata”. Jak będę jeszcze przypominać, tak jest z nowożytnymi systemami moralności, a już w starożytności jest tak właśnie u Arystotelesa. Można by zatem sądzić, że kosmologia jest obojętna dla moralności, a zatem dla sposobu, w jaki człowiek realizuje swoje człowieczeństwo.
A przecież kosmos – mający strukturę zgodną z wyobrażeniami ludzi starożytności i średniowiecza – nie był względem ludzkiego działania jakby obojętnym kontekstem, sceną, która w żaden sposób nie oddziałuje na graną na niej sztukę. Swoim majestatycznym ciężarem sterczał nad teatrem ludzkiego działania. Z pewnością istniało zagrożenie, że go zmiażdży, że ujawni jego znikomość, tak jak w setki razy powtarzającym się wątku małości wszelkich imperiów. Jednocześnie jednak jego scalająca obecność była obecnością dobra. Walka w tej sprawie została wydana nie tylko w naszym „małym więzieniu”. Toczyła się również we wspaniałym wystroju nieba. Albo raczej, od zawsze była tam wygrana, czy wręcz nigdy nie było potrzeby, żeby ją wydawać. Dobro od razu święciło tryumfy, pokrywało się z Bytem. Moralny wysiłek człowieka, podejmowany dla pełnego rozkwitu jego człowieczeństwa, pozostawał w harmonii z dążeniem wszystkich rzeczy do doskonałości. Kosmos był wzorem działania moralnego jedynie w przenośni; pozostawał jego potwierdzeniem. Jeśli tak można powiedzieć, najbardziej ryzykowne inwestycje moralne były gwarantowane przez gigantyczne pokrycie,
Dla określenie całości sytuacji, którą właśnie opisałem, można by zaproponować pojęcie kosmonomii. Kosmonomia nie daje się zaszeregować ani po jednej, ani po drugiej stronie rozróżnienia, które się rozpowszechniło, a które zostało zapożyczone od Kanta, między „autonomią” a „heteronomią”. Wymyka się tak ustanowionej alternatywie – podobnie zresztą jak większość konkretnych systemów moralnych. To bowiem właśnie wprowadzenie w kosmos pozwala podmiotowi moralnemu autentycznie być sobą, prawdziwie być „autos”. Ta zgodność bynajmniej nie polega na naginaniu się do jakiegoś zewnętrznego, innego (heteros) prawa. Dla człowieka starożytności i średniowiecza kosmos nie jest właśnie jakąś zewnętrzną instancją, której trzeba by dochowywać posłuszeństwa. Albo też jest w takiej mierze, jak prawo moralne u Kanta. Dla człowieka starożytności „niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie” co do istoty nie różnią się niczym. Nam, bytom skończonym, wyjaśnia Kant, prawo moralne ma jawić się jako zewnętrzna presja, czyli jako obowiązek, ponieważ mamy w sobie aspekt „patologiczny” [grzeszny – AD]. Tak samo, według człowieka starożytnego, ład kosmosu jawi się nam jako coś z zewnątrz, ponieważ nasze usytuowanie na ziemi nie pozwala nam na korzystny punkt widzenia. Dopiera wprowadzenie w kosmos tam, gdzie najpełniej jest on sobą – jak, w stylu Kanta, posłuszeństwo prawu moralnemu – nadaje nam autentyczną wolność. /…/
Remi Brague
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski