Znaki – nieprzypadkowe przypadki.
Współcześni ludzie zamknęli się na przyjęcie znaków od Boga jakie zjawiają się w ich życiu, wypierają je ze swej świadomości, nie chcą ich. Nie piszę tego o egzaltowanych osobach, które w każdej zamarzniętej kałuży widzą wizerunek Madonny, ale o trzeźwych ludziach, którym niekiedy sekwencja znaków i wydarzeń życiowych układa się w niezwykłą opowieść, której przypadkowość jest sto razy mniej prawdopodobna od uznania jej za zrządzenie Nemezis.
Powodem tego stanu rzeczy jest zapewne oświeceniowy model kształcenia w szkołach który przekonuje, że rzeczywistość to tylko domena nauk przyrodniczych: chemii, fizyki i biologii i ich metodyki dowodliwości: ciut matematyki i cybernetyki. Mass-media powtarzają tę idolatrię przyrodoznawstwa. Odczytywanie znaków jest tematem szyderstw, strach myśleć meta-fizycznie.
Tymczasem fizyka (jako przyrodoznawstwo) nie obejmuje swym zakresem nauk o słowach, informacjach, znakach, sensach, logosach dziejących się w rzeczywistości; ona nie widzi poziomu rzeczywistości nad-przyrodniczej i obszarów rzeczywistości pozostającego poza poznaniem ludzkim które hipotezami ujmuje filozofia a wiarą – religia. Bez filozofii nauka nie wie, co wie. – Mikołaj Gomez Davila.
Ludzie przeszłości myśleli o świecie zdroworozsądkowo myśląc metafizycznie, a nie przyrodniczo, materialistycznie. Na przykład mordercę oceniano jako wolnego, odpowiedzialnego, złego człowieka który zdecydował o zabiciu niewinnego człowieka bo tak chciał, i powinien ponieść konsekwencje karne adekwatne do morderstwa. Tłumaczenie mordercy determinującymi go okolicznościami, jeśli nie było to szaleństwo, nie mogło ostatecznie unieważnić zła jego czynu. I słusznie! Morderca jest wolny bo myśli, a to uwalnia go spod „determinizmu” przyrody. Można mu stawiać wymagania!
Nad przyrodą dzieją się w naszym życiu rzeczy rzeczywiste, które i dziś byłoby lepiej ująć modelami matematycznymi, gdzie trzeba mitologicznymi, gdzie to właściwe teologicznymi niż iść w zaparte, że są bezsensowne, bo nie dają się tłumaczyć przyrodniczo, np. socjobiologicznie.
To rzutuje na pojmowanie losu.
Zajrzyjmy do książki Stefana Oświecimskiego „Zeus tylko daje znak, Apollo wieszczy osobiście.” Opisuje nam on sposób odczytywania boskich znaków w życiu ludzi w czasach sprzed objawienia Mojżeszowi dekalogu kierującego ludzi ku adoracji Jednego Boga, winniśmy więc wyrozumiałość dla politeizmu starożytnych Greków.
Uprzedzam, że przeświadczenia Greków są w pewnych obszarach (wróżenie) w Biblii uznane są za zmuszanie Boga do wyjawiania przyszłości a więc są grzechem, i pierwszym krokiem do zapanowania nad Bogiem. Trzeba o tym pamiętać i zachować dystans do kult’ur pozabiblijnych.
Zajrzyjmy do rozdziału o wróżeniu z lotu ptaków.
***
Ornitomantyka, czyli wróżenie z lotu, krzyku i w ogóle zachowania zjawiających przeważnie niepodzianie i przypadkowo ptaków, należała do najstarszych i najbardziej charakterystycznych rodzajów wróżbiarstwa, gdyż ptaki, w przeciwieństwie do innych, ograniczonych w ruchu zwierząt, jako najbardziej niezależne od człowieka istoty i mogące przy tym znajdować się najbliżej olimpijskiej siedziby bogów, uchodziły za bezpośrednich i przez to szczególnie wiarygodnych posłańców samych bogów. Ornitomantyka była więc aż do tego stopnia popularna, że grecka nazwa „ptak” (ornis lub oionos) stała się synonimem wszelkiego znaku wróżebnego i w ogóle wróżby, jak to spotykamy u wielu autorów, choćby u Plutarcha w Żywocie Agesilaosa, gdzie mowa o tym, że ten król zwątpił w powodzenie przez „ptaka”, choć ten niepomyślny znak wypadł przy wróżeniu ze zwierzęcia ofiarnego. Najdobitniej zaś to wyraził komediopisarz Arystofanes, który, wykorzystując te grę słów, przedstawił, w sposób oczywiście żartobliwy i komiczny, w komedii pt. Ptaki szczególną, bo przewyższającą i przez to wykluczającą jako zbędne wszelkie inne wróżby, wartość wróżebną ptaków:
O śmiertelni! Najwyższych, najdroższych mych dóbr
dostarczamy wam, ptaki skrzydlate.
Któż bo inne wiosenne zwiastuje wam dni,
wichry zimy i słoty jesieni?
Wszak to siejby to czas, gdy żurawia się krzyk
lecącego ku Libii rozlega,
I żeglarza: „Ej, zawieś na kołku gdzie ster –
upomina – i śpij aż do wiosny!”
Orestowi zaś woła, by płaszcz sobie tkał,
by nie przyszło mu innych obdzierać …
Oto kania się jawi, i nowy już czas
wam obwieszcza: że strzyży wiosennej
Domagają się wasze owieczki, czas ciąć!
A za kanią już oto jaskółka
Przylatuje i woła wam: „Ej, przedaj płaszcz
a zaś spraw sobie szatkę na lato!”
Za Ammona wam starczym, za Delfy, jak nic,
za Dydonę, za Feba samego!
Każdy wiedzieć chce pierwej, co wróży mu ptak,
i dopiero do dzieła się bierze.
Czy to kupcem chce być, czy zarobić na chleb,
czy małżonkę do domu wprowadzić …
I co tylko wróżebny posyła nam znak,
temu „ptaka” dajecie wnet miano:
Głucha zjawi się wieść – każdy „ptakiem” ją zwie,
gdy kto kichnie, to „ptak” przecie dla was;
Spotkać kogo, to „ptak”, głos usłyszeć też „ptak”,
pachoł „ptakiem” i osioł wam „ptakiem”.
Czyż nie jasne – przyznajcie to sami – jak dzień,
że wam starczym za Feba samego?
Jeśli bogom należną oddacie nam cześć,
Nie zabraknie w potrzebie wam wróżów i Muz,
I pogody, i deszczu, i wiosen, i zim,
I w upalny dzień tchu …
Nie każde oczywiście pojawienie się ptaka, jeżeli nie oczekiwano specjalnie jakiegoś znaku, miało sens wróżebny. Nie wszystkie też w ogóle ptaki miały jednakową wartość wieszczą. Obserwowano przede wszystkim i z największą uwagą duże ptaki, zwłaszcza drapieżne, jak orła, poświęconego Zeusowi, lub jastrzębia, posłańca Apollina, ale też takie jak czapla, żuraw, sowa, kruk, łabędź, bocian, strzyżyk czy siewka, i inne większe lub rzadsze, choć mniejsze, okazy ptasiego rodu.
Nie bez znaczenia były bowiem dla wróżby właściwości i charakter oraz sposób bycia poszczególnych rodzajów ptaków, o tym pouczał ajschylosowy Prometeusz w cytowanym wyżej przemówieniu jako wynalazca wróżbiarstwa, tak że już samo tylko pojawienie się pewnych ptaków zapowiadało z góry szczęście lub nieszczęście, pomyślność lub niepowodzenie, w zależności od tego czy ze swej natury były one bardziej przyjazne, czy nieprzyjazne dla swego otoczenia. Poza tym wszakże wyciągano też odpowiednie wnioski z zachowania się tych ptaków, niezależnie od ich charakteru, w momencie obserwacji.
Głównym jednak wskaźnikiem pomyślności lub niepomyślności ptasiego znaku wróżebnego był kierunek ich lotu. W tym celu wybierano odpowiednio wygodne dla obserwacji miejsce i zwracano się twarzą ku północy [sztuczne prowokowanie wróżby!!! – AD] Wówczas pomyślnym znakiem był lot ptaka z lewej strony ku prawej, to jest z zachodu na wschód, a niepomyślny ze wschodu na zachód. Gdy jednak pojawienie się ptaka było przypadkowe i niespodziewane, a w danej sytuacji mogło uchodzić za znak, to widziany lub w razie ciemności tylko słyszany z prawej strony był pomyślny, a z lewej niepomyślny. Sygnał więc z kierunku lotu był dla każdego zupełnie wyraźny i nie potrzebował specjalnego objaśnienia, zwłaszcza tam, gdzie zbieg okoliczności lub charakter sytuacji pozwalał na łatwe uchwycenie odpowiedniego wniosku, co zresztą odnosi się do wszelkiego rodzaju znaków zewnętrznych, a nawet pewnych gróźb wewnętrznych. Z krzyku bowiem ptaków, to jest ściślej z jego treści i sensu, chyba nie wróżono, bo jakkolwiek w eposie Apolloniosa Rodyjskiego pt. Argonautyka wspomina się o tym, że bogowie czasami obdarzali niektórych wieszczków zdolnością rozumienia mowy ptaków, to jednak z głosu ptaka poznawało się tylko w ciemności kierunek jego lotu, skoro tak jest nawet u Homera w Iliadzie:
Do nich zbliżyła się czapla, zesłana przez Pallas Atenę,
Ciągnąc przy drodze na prawo; oczyma jej widzieć nie mogli
W nocy ciemnościach, lecz tylko do uszu jej głos dolatywał.
Cieszył się z wróżby Odysseus i wzniósł do Ateny modlitwę.
Przytoczymy jeszcze raz Homera i Odyseję, gdzie Teoklimen pokazuje sposób odróżnienia ważnego znaku od przypadkowych „ptaków”.
Gdy tak powiedział, nadleciał mu właśnie ptak po prawicy,
Sokół, chyży posłaniec Apolla, a w łapach gołębia
Mając, szarpał go, pióra zaś rozsypywał po ziemi
Między właśnie okrętem i samym Telemachem.
Jego więc Teoklymenos od towarzysz wezwawszy
Z dala, uścisnął mu rękę i takie słowa przemówił:
„Telemachosie, bez boga ten ptak nie nadleciał ci z prawa,
Toć poznałem, spojrzywszy mu w oczy, że ptak to wróżebny.
Nie ma zaiste innego rodu wśród ludu Itaki,
Tak królewskiego jak wasz, wy więc zawsze będziecie silniejsi.”
Poszukiwanie znaczeń w świecie doprowadziło Hellenów do wyjątkowych ustaleń filozoficznych, a te sokratejskie i platońskie ustalenia z kolei pozwoliły im jako pierwszemu narodowi gremialnie przyjąć chrześcijaństwo.
Pozwolę sobie jeszcze wspomnieć dwa filmowe przedstawienia odczytania znaku danego przez Boga, jedno stare, drugie współczesne.
W Odysei Franka Rossiego jest fragment pokazujący jak Kalipso religijne interpretuje znak mewy w swej jaskini.
A w filmie Dekalog I Kieślowskiego znak „bezprzyczynowego” pęknięcia butelki z atramentem – równoczesny ze śmiercionośnym pęknięciem lodu pod nogami synka – doprowadza sceptyka do wiary. I objawia mu relację Boga i cierpiącego niewinnego dziecka – współczucie. Przypominamy kilka kadrów i namawiamy do obejrzenia całego filmu.
gospodarz strony Andrzej Dobrowolski